2012: burzliwy rok na kartowym rynku

W minionym roku karty płatnicze w Polsce znalazły się w blasku reflektorów. Mało kto spodziewał się, że słowo „interchange” zrobi medialną karierę, a na czołówkach gazet znajdą się dyskusje pomiędzy kartowymi potentatami. W międzyczasie rozwój płatniczych nowinek sprawił, że pytanie o to, czy karty w swojej dzisiejszej formie mają przed sobą przyszłość stało się bardziej uzasadnione niż kiedykolwiek.


Wiele wskazuje na to, że uczestnicy kartowego rynku dobrze zapamiętają 2012 rok. Pod wieloma względami był on przełomowy. Na pierwszy plan wybija się oczywiście dyskusja wokół opłat interchange. Ich wysokość, rekordowa na tle europejskich sąsiadów, nie była tajemnicą. Do tej pory jednak temat był raczej przedmiotem sporów pomiędzy zainteresowanymi. Inicjatywa NBP, której celem było wypracowanie kompromisu pozwalającego na obniżki, ściągnęła na siebie uwagę nie tylko branżowych graczy.

Od kompromisu do politycznych potyczek


Publikacja raportu dotyczącego wysokości interchange w Polsce była kamieniem milowym dla kartowego rynku. Po raz pierwszy szersza publiczność dowiedziała się jak od strony ekonomicznej działa kawałek plastiku. Dla wielu informacja o tym, że za użycie karty w sklepie płaci w ostateczności sprzedawca była nowością. Jeszcze więcej komentarzy wzbudziła wiadomość o tym, że pod względem wysokości kartowych prowizji lokujemy się w ścisłej europejskiej czołówce. Deklaracja banku centralnego, że zamierza doprowadzić do zmiany status quo wydawała się w tym kontekście bardzo na czasie. Zwłaszcza że wcześniejsze próby naruszenia zacementowanych cenników utknęły w sądach.

Przez pierwszych kilka miesięcy 2012 roku, do zakończenia obrad zespołu skupionego wokół NBP, wydawało się, że istnieją szanse by sprawę załatwić polubownie. Specgrupa, w skład której wchodzili m.in. przedstawiciele banków i akceptantów, wypracowała kompromisowe rozwiązanie. Opłaty miały spadać stopniowo, w miarę rozwoju obrotu bezgotówkowego. Sielankowy obraz zmącił nieco fakt, że MasterCard zdecydował się nie brać udziału w obradach zespołu. Wciąż żywa była jednak nadzieja, że organizacja dopasuje się do ustaleń pozostałych stron.

Ostatecznie kompromis legł jednak w gruzach. MasterCard poinformował co prawda o obniżeniu stawek od stycznia 2013 r., ale ruch ten nie objął wszystkich kart. Dodatkowo główny konkurent Visy nie zgodził się na deklarację kolejnych obniżek i zastrzegł, że w przyszłości wysokość opłat może ulec zmianie. Visa odpowiedziała wkrótce zmianą cennika, sprowadzając od stycznia interchange do poziomu 1,25% dla transakcji kartami debetowymi (powyżej 20 złotych). O długofalowym porozumieniu nie mogło już być mowy, a sprawą zainteresowali się nagle politycy.

How low can you go?


W kolejnych miesiącach byliśmy świadkami wymiany uszczypliwości pomiędzy organizacjami kartowymi. Kością niezgody stały się stawki opłat pobieranych od transakcji kartami biznesowymi. Nie zabrakło wzajemnych oskarżeń, ale i merytorycznej dyskusji o potencjalnym wpływie obniżek na dalsze losy rynku.

Gdy kartowi giganci spierali się o pryncypia, politycy rozpoczęli licytację. „Kto da mniej” – tak można podsumować propozycje zmian w ustawie o usługach płatniczych ogłaszane kolejno przez ugrupowania z różnych stron politycznej sceny. PSL zaproponował sprowadzenie opłat do poziomu 0,7%, PiS – 0,82%, Solidarna Polska przebiła wszystkich, sugerując limit na poziomie 0,5%. Gdy stało się jasne, że problem wysokości interchange zostanie rozstrzygnięty na drodze ustawowej, inicjatywę przejął Senat, ogłaszając własny plan.

Dalsze losy regulacji rynku kartowego nie są jeszcze znane. W nowy rok weszliśmy z niższymi stawkami, można zatem powiedzieć, że sama groźba interwencji zadziałała. Wiele jednak wskazuje na to, że to nie koniec „kartowej epopei A.D. 2012”. Czy nowelizacja ustawy zmieni zasady gry, delegalizując niektóre z reguł narzucanych przez organizacje kartowe? Wkrótce się przekonamy. Pierwsze efekty zmian widać już w bankowych ofertachprogramy moneyback topnieją w oczach, a niektórzy twierdzą, że jesienna seria podwyżek opłat za konta była wyprzedzającą bieg zdarzeń reakcją banków na rychły spadek przychodów z prowizji.

Kredytowa zima, zbliżeniowa wiosna


Ciężkie chwile w 2012 roku przeżywały karty kredytowe. Od pierwszej fali finansowego kryzysu banki zaostrzyły kryteria wydawania kredytówek. Liczba plastików w portfelach Polaków zaczęła się kurczyć, a trend ten zaczął słabnąć dopiero w ostatnich 12 miesiącach. Nadal spora część wydanych kart spoczywa niewykorzystana w szufladach kredytobiorców, gotowa do użycia w odpowiedniej chwili. Jednocześnie, jak pokazują dane BIK, klienci posiadający większą ilość kart mają coraz większe kłopoty z ich regularną obsługą. W czołówce wydawców nie zaszły w międzyczasie większe zmiany – palmę pierwszeństwa dzierżą Sygma Bank, PKO BP i Credit Agricole.

Kłopoty nie dotknęły kart debetowych, których liczba nadal systematycznie rosła. Średnia wartość pojedynczej transakcji spadała powoli, co może świadczyć o tym, że Polacy z oporami przekonują się do sięgania po kartę podczas drobniejszych zakupów. Jednocześnie triumfy święciła, przynajmniej w statystykach wydawców, technologia zbliżeniowa. Liczba kart bezstykowych wzrosła w ciągu roku o 65%. Coraz trudniej znaleźć na rynku bank, który w podstawowej karcie wydawanej do ROR-u nie udostępnia klientom funkcji płacenia „na zbliżenie”.

Jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości, czy płatności zbliżeniowe nie są przypadkiem tylko chwilową modą, w ostatnim roku zapewne przestał się wahać. Sieć akceptacji zbliżeniówek rozrastała się dynamicznie, sięgając, według organizacji Visa, 100 tysięcy punktów, czyli ponad jednej trzeciej wszystkich miejsc akceptujących płatności plastikiem. Bezstykowo można płacić już nie tylko w fast foodach, ale również w sieciach największych hipermarketów, komunikacji miejskiej czy taksówkach (projekt VeriFone Taxi360). W 2012 roku byliśmy także świadkami debiutu zbliżeniowych bankomatów (ING Bank Śląski) i odblokowania przez Visę bezstykowych transakcji powyżej 50 zł. To wyraźny sygnał, że nowa technologia nie tylko zostaje z nami na dobre, ale również powoli wypiera tradycyjne rozwiązania.

Plastik bez plastiku?


Szybki rozwój kart zbliżeniowych toruje drogę kolejnej płatniczej rewolucji. Do tej pory na polskim rynku byliśmy świadkami mniej lub bardziej odważnych prób wykorzystania NFC w różnych postaciach. Ostatnie miesiące 2012 roku przyniosły w tej dziedzinie gwałtowne przyspieszenie. Termin „mobilny portfel” przestał być hasłem rodem z science fiction. Projekty Orange Cash i T-Mobile MyWallet zrealizowane wspólnie z wybranymi bankami można potraktować jako nowe otwarcie na kartowym rynku. Skala zainteresowania usługą opierającą się na połączeniu funkcji smartfona ze zbliżeniową kartą płatniczą nie jest może olbrzymia, ale to dopiero początki. Ważne, że technologia wyszła ze stadium niemowlęctwa i trafiła na rynek. Nie bez znaczenia jest także fakt, że banki zyskały w jej promocji sprzymierzeńców w postaci operatorów telefonii komórkowej.

Start mobilnych portfeli NFC, ale także inne oznaki „dematerializacji” kart płatniczych, jak chociażby projekt MasterCard Mobile, w którym uczestniczą m.in. mPay, SkyCash i uPaid, czy „portfele w chmurze” budowane przez Visę (V.me) i MasterCard (pod szyldem PayPass Wallet) to zwiastuny kolejnej epoki w rozwoju 60-letniego już dziś wynalazku. Rok 2012 był pod wieloma względami przełomowy, ale wypada mieć nadzieję, że najciekawsze jeszcze przed nami