A kontrakty na to „nie do wiary”

Pierwszy dzień po dłuższym weekendzie Amerykanie mogą zaliczyć do udanych. Początek nie zapowiadał się dobrze, bo indeksy zbliżyły się do piątkowego zamknięcia, a następnie weszły w całodzienny trend boczny, ale końcówka była bycza i rynki zakończyły dokładnie na poziomie otwarcia, czyli  blisko 1 proc. wzrostu.

Dzięki temu wrzesień jest już miesiącem wzrostów, a do szczytów brakuje zaledwie 1,5 proc. Największy udział w tej zwyżce w Stanach miał sektor energetyczny. Wzrosły kursy aż 25 największych przedsiębiorstw z tego segmentu, co było konsekwencją zmian na rynku walutowym i surowcowym. Dolar kolejny już dzień osłabiał się do euro, a to podnosiło ceny surowców denominowanych w amerykańskiej walucie. Ropa zyskała 5 proc., miedź ponad 3 proc. Z surowców najsłabiej wyglądało jedynie złoto, które  zyskało tylko 0,3 proc. , ale jest już wyraźnie ponad barierą 1000 dolarów za uncje.

Dziś również gracze będą mieli puste kalendarium, a jedynym istotnym wydarzeniem z braku jakichkolwiek innych może stać się szczyt OPEC. Nic on jednak nie zmieni, więc ewentualne wzrosty, jak i spadki mogą wyniknąć bez konkretnego powodu.

Z identyczną sytuacją braku danych mieliśmy do czynienia wczoraj w Europie. Europejskie rynki były pozbawione impulsów ze strony makro i nie miały też żadnego pomysłu, jak może rozegrać się popołudniowa sesja w USA. Taki układ sprawiał, że z początku w silniejszej pozycji był popyt, który opierając się na poniedziałkowej atmosferze wzrostów wyciągnął indeks WIG20 20 pkt. w górę. Dzięki temu rynek wyszedł ponad poziom 2200 pkt., ale ponieważ podaż szybko wykorzystała wysokie ceny  zaraz cały wzrost został zniwelowany.

W sumie podobna sytuacja miała miejsce jeszcze dwukrotnie: w południe i następnie przed amerykańską sesją. W obydwu przypadkach kupujący podnosili indeks do dziennych maksimów, gdzie momentalnie aktywowała się większa podaż i wzrosty były kasowane. Za tak niestabilną postawę rynku winić należy jego szerokość. Bardzo dobrze trzymał się tylko sektor surowcowy (wpływ cen surowców), gdzie liderem był zyskujący 4 proc. KGHM. Po trzeciej próbie wyjścia ponad maksima podaż już zdecydowanie przejęła kontrolę. Chociaż zachodnie parkiety zachowywały się spokojnie impuls do spadków przyszedł z rynku kontraktów terminowych. Wyraźnie zmniejszyła się tam liczba otwartych pozycji i jednocześnie spadł ich kurs, co sugeruje, że zamykane były pozycje długie, które w ciągu ostatnich dwóch miesięcy  były bardzo zyskowne. Jeżeli taki proces utrzyma się  to posiadacze akcji do 18 września (wygasanie obecnej serii) nie mogą liczyć na wzrosty.

W końcówce WIG20 zszedł nawet na minusy do 2180 pkt., ale udało mu się zakończyć dzień absolutnie neutralnie. Takie zachowanie zawdzięczamy wyłącznie 5 największym spółkom, które obroniły się przed spadkami. Najmocniej indeks na plusach w trakcie dnia  i pod koniec wyciągały KGHM i ORLEN.

Wczoraj po raz kolejny mogliśmy oglądać dzień o trzech fazach. Optymistycznym otwarciu, środkowej stabilizacji i zaskakującej końcówce, która po raz n-ty potwierdziła, że to kontrakty terminowe decydują o ruchu głównego indeksu. Dziś z powodu braku jakichkolwiek sygnałów rozwój wydarzeń będzie analogiczny. Dobry początek, stabilizacja, a  potem niespodzianka. Sytuacja techniczna byłaby odrobinę prostsza gdyby byki przy wczorajszej sprzyjającej atmosferze dokonały zamknięcia powyżej 2200 pkt. Nawet niewielki wzrost byłby pozytywnym sygnałem, a tak ponownie trzeba liczyć na dobrą atmosferę w USA.

Paweł Cymcyk
Źródło: AZ Finanse