Przyczyna tej niesamowitej słabości polskiego rynku leży zapewne w podaży akcji ze strony funduszy inwestycyjnych, które są do tego zmuszone przez ciułaczy wycofujących pieniądze. Wprawdzie przedstawiciele funduszy zarzekają się, że nie mam mowy o żadnym eksodusie klientów, ale jest ich wystarczająco dużo, by spadały ceny – najbardziej przecenione są akcje małych i średnich spółek, bo ich płynność handlu jest najmniejsza.
Trudno przewidzieć jak głęboko sięgną do kieszeni powierników ich klienci i ile akcji fundusze inwestycyjne będą musiały jeszcze upłynnić. Sądząc po uspokajających komunikatach przedstawicieli funduszy należy przypuszczać, że główna fala już się przetoczyła lub właśnie przetacza się przez rynek. Maklerzy twierdzą, że akcje ochoczo odbierają od funduszy inwestycyjnych inne instytucje finansowe, w tym głównie fundusze emerytalne. Z ich punktu widzenia akcje są na atrakcyjnych poziomach cenowych. Jeśli rzeczywiście OFE ostro wzięły się do kupowania, to dno powinno być już bardzo blisko.
Na razie jednak mamy spore rozchwianie nastrojów. Najlepsza spółka na parkiecie drożała o 15 proc., najgorsza o tyle samo potaniała. Środowa sesja może przebiegać pod znakiem KGHM. Miedziowa spółka we wtorek po sesji poinformowała o znacznym podwyższeniu prognoz finansowych. To powinno wpłynąć nie tylko na cenę samego KGHM-u, może też „rozbujać” cały rynek. Po wtorkowej mizerii byłoby to bardzo pożądane.