A-Z Finanse: Jaki będzie pierwszy dzień po szoku?

Przyczyną spadków była panika, która zapanowała w środowy wieczór na innych giełdach wschodzących, głównie w Ameryce Łacińskiej. Tę z kolei wywołał raport banku Merrill Lynch, który poradził inwestorom, by trzymali się z daleka od akcji największej w USA firmy zajmującej się pożyczaniem pieniędzy pod hipotekę. To była wiadomość jak wiele innych w ostatnich tygodniach, ale przelała chyba czarę goryczy inwestorów i sprowokowała ich do gremialnego opuszczania rynków wschodzących. Polska giełda zareagowała nadspodziewanie mocno, bo nie brała udziału we wcześniejszych, środowych spadkach (z powodu święta narodowego w Polsce nie handlowano).

Czego można się spodziewać na parkiecie w dzień po takim szoku? Klasyczną reakcją na spadek cen o 6-8 proc. w ciągu jednego dnia powinno być silne wzrostowe odreagowanie. Zwłaszcza, że sytuacja na światowych giełdach może się nieco ustabilizować. W czwartkowy wieczór amerykańskie giełdy najpierw znów zanurkowały, ale potem zdołały odrobić straty. Niestety, z kolei na parkietach w Ameryce Łacińskiej znów było groźnie – w Argentynie ceny akcji spadły o kolejne 5 proc. To zamydla sytuację. Zwłaszcza, że gdy rynkiem rządzą emocje, jest jeszcze bardziej nieprzewidywalny, niż zwykle.

Patrząc na rynek chłodnym okiem trudno się doszukać uzasadnienia do dalszego spadku cen akcji. Indeksy straciły w ciągu kilku tygodni od 20 do 25 proc., wracając do poziomów z marca. Inwestorzy pozbyli się więc większości swoich tegorocznych zysków. Tymczasem w krajowej gospodarce nie dzieje się nic złego (a wręcz przeciwnie), zaś wyniki większości spółek są zadowalające (owszem, było kilka niemiłych niespodzianek, ale nie zmieniają one ogólnie pozytywnego obrazu). Nie sposób też nie zauważyć, że obecna korekta osiągnęła już taką skalę, jak ta ubiegłoroczna, majowa. Możemy się być już bardzo blisko dna.

jest tylko jedno „ale”: zachowanie klientów funduszy inwestycyjnych. Ich decyzje o umarzaniu jednostek uczestnictwa to potencjalna bomba z opóźnionym zapłonem. Jeśli klienci funduszy akcji – zwłaszcza małych i średnich spółek – zaczną umarzać swoje aktywa, fundusze będą musiały sprzedawać akcje nie bacząc na ceny. A ponieważ płynność jest niewielka, np. w czwartek z 2,7 mld zł obrotów aż 1,9 mld zł przypadło na akcje 20 największych spółek, każde duże zlecenie sprzedaży złożone „z musu” przez fundusze może spowodować poważny spadek cen akcji. Przyszłość giełdy jest więc nie tylko w rękach amerykańskich kredytobiorców hipotecznych, ale i krajowych ciułaczy. Oby utrzymali nerwy na wodzy, a wszystko skończy się dobrze.