Generalnie jednak na rynku wciąż jest remisowo. Indeks WIG, oddający nastroje na rynku nie tylko giełdowych gigantów, minimalnie zyskał na wartości, ale głównie dzięki średnim i małym spółkom. Ich indeksy poszły w górę wyraźniej, bo aż o niecały procent. Ale trudno mówić o jakimś wyraźniejszym ożywieniu, bo w statystykach spółek rosnących i malejących było we wtorek wyjątkowo remisowo – pierwszych firm było 133, a drugich – 134. To, że indeksy średniaków zyskiwały na wartości, jest w głównej mierze zasługą tego, że wzrosty tych spółek, które dobrze sobie radziły, okazały się wyraźniejsze od spadków outsiderów.
Co dalej? Niewielkie obroty z jednej strony cieszą – bo o ile rynkowi brakuje weny do kontynuacji marszu ku szczytom, to jednocześnie nie ma też chętnych do sprzedawania akcji. A przecież na czołowych giełdach europejskich spadki były we wtorek dość wyraźne, więc i u nas nikt nie byłby zaskoczony kontynuacją przeceny. Ale z drugiej strony im dłużej na warszawskim rynku akcji będzie brakowało kapitału, tym bardziej niepewne będą nastroje. Póki co jednak chyba nie ma co załamywać rak się na zapas. Rynek trzyma się blisko szczytów, a zarazem w górnych widełkach dość płaskiego trendu, który trwa od przynajmniej dwóch miesięcy. Widoków na jego przełamanie na razie nie ma, zwłaszcza w obliczu flauty panującej na największych rynkach światowych, ale przecież pretekst do zakupów może nadejść w każdej chwili. Dopóki optymiści będą w stanie utrzymywać indeksy i ceny dużej części akcji blisko szczytów, nie będzie większego powodu do obstawiania czarnych scenariuszy. Pamiętajmy, że właśnie tak – płasko, bez większych spadków – wyglądają ostatnio często korekty przeplatające fale wzrostów. Na rynku jest sporo pieniędzy i niełatwo mu spadać, nawet w nieco gorszych czasach, jakie obserwujemy od kilku dni.