Są tylko dwa pozytywne aspekty środowej przeceny akcji. Pierwszy to niezbyt wysokie obroty. Na całym rynku wartość handlu nie przekroczyła 1,5 mld zł. To naprawdę niewiele. I być może sygnał, że głównym problemem jest dziś nie zalew zleceń sprzedaży, a zamrożenie popytu. Pociecha to marna, ale jednak takie podłoże przeceny jest nieco bezpieczniejsze, bo nie rodzi ryzyka powstania paniki na parkiecie. Drugi pozytywny aspekt to zachowanie inwestorów w końcówce sesji. W pewnym momencie sWIG spadał już o ponad 4 proc. i zanosiło się na minikrach. Ale ostatecznie indeks małych spółek – tak jak i pozostałe – podźwignął się z całodziennego dna. I wrażenie po zakończeniu notowań nie było tak fatalne, jak być mogło.
Wiarę w poprawę nastrojów odbiera nieco zachowanie spółek, które właśnie ogłosiły dobre wyniki finansowe. Zarówno w przypadku BRE Banku, jak i BZ WBK inwestorzy potraktowali publikację raportów kwartalnych jako okazję do sprzedania akcji – według zasady „kupuj plotki – sprzedawaj fakty”. Wygląda więc na to, że nawet dobre wieści ze spółek nie pomogą rynkowi wykaraskać się z tarapatów. Wsparcie może przyjść tylko z zagranicy. W środę wieczorem w USA indeksy poszły w górę o średnio 1 proc., co może chwilowo poprawić nastroje w Warszawie. Ale każdy wzrost większy, niż tylko o ułamki procenta byłby zaskoczeniem. WIG20 nieuchronnie zmierza w kierunku 3500 pkt. Dziś brakuje mu do tej granicy jeszcze 3.5 proc. Przy takim tempie spadków, jak ostatnio, może osiągnąć to dno na początku przyszłego tygodnia.