A na parkiecie odwróciły się role – tym razem indeksowi najbardziej ciążyły największe spółki, których indeks WIG20 osunął się o ponad 0,4 proc. w reakcji na wydarzenia na największych giełdach światowych. Tam we wtorek ceny też poszły w dół, średnio o 0,4-0,6 proc. Nasze duże spółki nie odbiegały więc od normy. Wyhamowały natomiast spadki na rynku małych i średnich spółek, które w ciągu niespełna trzech tygodni spadły średnio o 8-9 proc. Indeks sWIG80 jako jedyny zyskał nawet na wartości. Zyskał wprawdzie niewiele, bo tylko 0,7 proc., ale lepszy rydz, niż nic. Po raz pierwszy od kilku sesji na parkiecie większość spółek zakończyła notowania wzrostami cen.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że najgorsze inwestorzy mają już za sobą. Wyhamowanie spadków i wysokie obroty – ponad 2,1 mld zł, z czego lwia część, bo ponad 1,4 mld zł, pochodziła z rynku dwudziestu największych spółek – sugerują dość duży popyt, który pozwala bez ryzyka dalszych spadków cen przejąć przez nowych graczy akcje wyprzedawane przez najbardziej asekuracyjnie nastawionych inwestorów. Dotychczasowy zakres korekty, zwłaszcza biorąc pod uwagę zachowanie średnich i małych spółek, też wydaje się już wystarczający. Żadna z tegorocznych korekt nie była tak głęboka, zaś w ubiegłym roku były tylko jedna lub dwie korekty o zbliżonej skali. Dno jest więc chyba blisko. Jedyne ryzyko dotyczy większych spółek, które utrzymują się bardzo blisko historycznych szczytów i w przypadku niekorzystnego przebiegu wydarzeń na zagranicznych rynkach mają jeszcze spory potencjał do spadków
Wszystkie te przewidywania zweryfikują wyniki kwartalne spółek, których oczekujemy w najbliższych tygodniach. Jeśli w raportach będzie sporo niemiłych niespodzianek i rozczarowań, po spodziewanym odbiciu w najbliższych dniach, może nastąpić kolejna fala spadków. To oczywiście czarny scenariusz, na który póki co niewiele wskazuje, ale nie można też go całkiem skreślać.