Bo jeśli spojrzymy na rynek nie przez pryzmat największych spółek, ale oceniając wszystkie, to wnioski nie są krzepiące. WIG spadł o 0,7 proc., zaś indeksy średnich i małych spółek straciły na wartości od 1,1 do 1,4 proc. Na całym rynku spadło aż 220 papierów, podczas gdy przed spadkiem uratowało się tylko 80 (wliczając w to papiery, które nie zmieniły ceny).
Zadziałał fakt, ze w piątek zakończyło się półrocze i inwestorzy nie maja wiary w to, ze krajowe fundusze będą angażowały pieniądze w obronie kursów. Zresztą mówiąc szczerze również przed weekendem ta wiara nie była zbyt uzasadniona. Powodów do radości nie ma wiec zbyt wiele. Ale czy z drugiej strony warto rozrywać szaty? Raczej nie, jeśli zauważymy przy jak żałośnie niskich obrotach ceny osuwały się w dol. Na całym rynku wartość handlu nie przekroczyła nawet 1,5 mld zl. To oznacza, ze z rynku wycofali się nie tylko kupujący, ale i sprzedający akcje. To w dużym stopniu obniża prawdopodobieństwo kontynuowania przeceny w dłuższym okresie. Patrząc zresztą na obecny poziom WIG20 nie ma najmniejszych powodów do paniki. Owszem, ceny nieco spadają, ale indeks w dalszym ciągu utrzymuje się bardzo blisko szczytów. A jego obecne ruchy można cały czas zakwalifikować jako plaska i niezbyt groźną w dłuższym czasie korektę. Niezła poniedziałkowa sesja za Oceanem raczej nie da jeszcze impulsu kupującym, ale może do końca zniechęcić sprzedających.