Akcje na warszawskiej giełdzie dostały już mocnej zadyszki

Równocześnie traci na wartości złoty, co sugeruje, że akcje sprzedają także, a może przede wszystkim, inwestorzy zagraniczni. Po trzech z rzędu spadkowych sesjach indeksy znalazły się na linii wsparcia, której przekroczenie może oznaczać dalsze spadki i być może problemy nowych akcjonariuszy PGE.

Najgorzej w przeciągu minionych kilku sesji wypadły spółki, które będą w niedługim czasie wycofane z głównego parkietu: akcje Swarzędza straciły w tym czasie 25 proc., zaś legendy GPW (spółka debiutowała na pierwszej historycznej sesji) Krosna – 19 proc.

Inwestorzy sprzedawali także akcje Telekomunikacji Polskiej, która jeszcze w zeszłym tygodniu rosła po tym, jak porozumiała się z Urzędem Komunikacji Elektronicznej i uniknęła podziału. Ceny 19 zł za akcję nie udało się jednak przebić – spółka, otwierając wczoraj sezon wyników firm z WIG20, negatywnie zaskoczyła zyskiem netto w III kw. w wysokości 327 mln zł, prawie dwukrotnie mniejszym niż przed rokiem.

Warto podkreślić jednak dobrą passę na rynku ofert pierwotnych. Debiutujące wczoraj Asseco South Eastern Europe dało zarobić w pierwszym dniu notowań aż 22 proc. i choć trzeba przyznać, że zasługa w tym bardzo małej liczby akcji w obrocie, to debiut może wlać sporo optymizmu dla tych, którzy kupili akcje w wielkiej ofercie PGE.

Z drugiej strony perspektywy do zarobku na akcjach PGE stoją pod znakiem zapytania. Otóż przyszły tydzień może być okresem dalszych spadków na giełdzie i nawet jeśli, co prawdopodobne, sam debiut się powiedzie, to z pewnością przy korzystnej koniunkturze byłoby jeszcze lepiej.

Kilka procent zniżki od tegorocznych szczytów teoretycznie nie powinno załamywać inwestorów, jednak jeden czynnik może przesądzić o dalszych perspektywach rynku. Chodzi o linie wsparcia wzrostowego trendu wytyczone od lutowych dołków do dziś. Okazuje się, że nie tylko GPW, ale także większość indeksów na świecie zbliża się do tych poziomów, a ich przełamanie oznaczałoby – w myśl teorii – zakończenie trendu wzrostowego trwającego od 8 miesięcy i rozpoczęcie spadków. W przypadku WIG20 w pierwszej kolejności do poziomu 2200 punktów. W takiej sytuacji znajdują się zarówno giełdy w Europie, jak np. niemiecki DAX, czy amerykańskie.

Skąd możliwość korekty na rynkach? Amerykańscy ekonomiści, tacy jak np. Nouriel Roubini, uważają, że obecna sytuacja jest największym w historii przypadkiem tzw. carry trade. Mechanizm ten polega na tym, że inwestorzy pożyczają pieniądze tam, gdzie stopy procentowe są niskie – w obecnym przypadku chodzi o USA – i inwestują ten tani kapitał tam, gdzie potencjalne zyski są wyższe – czyli w akcje rynków wschodzących, ropę, złoto i inne aktywa.

Tym samym rodzi się bardzo silna zależność pomiędzy kursem dolara a zmianami indeksów na świecie, w tym oczywiście także na GPW. To z kolei powoduje ryzyko, że gdy Fed zacznie podnosić stopy procentowe – a o tym wspominał już Ben Bernanke – dolar może zacząć szybko zyskiwać, co przełoży się na równie dynamiczne spadki na parkietach.

Tego w pewnej mikroskali jesteśmy świadkami już dzisiaj. Inwestorzy zdyskontowali już dobre wyniki spółek za oceanem i być może będą chcieli wyprzedzić przyszłe decyzje Fed. Wczoraj na przykład jako pierwszy kraj w Europie Norwegia podniosła stopy procentowe. Być może nie jest to kwestia najbliższej przyszłości dla USA, jednak rynek nie znosi próżni – skoro w cenach jest już zawartych bardzo wiele pozytywnych informacji, może czas obstawiać spadki i przyszłe podwyżki stóp w USA? Na tym też można zarobić.

W przypadku przełamania trendów wzrostowych będziemy mogli spodziewać się kilku, kilkunastu procentowych zniżek na giełdach, w zależności od indeksu. Cały czas jednak bardziej prawdopodobne wydaje się utrzymanie wzrostów lub przynajmniej dotychczasowych poziomów. Rynek, jeśli spada, to dosyć niechętnie, przy mniejszych obrotach. Perspektywa giełd do końca roku rokuje dobrze, ale największe wzrosty są już chyba za nami.

Autor jest analitykiem Finamo