Kryzysowe warunki inwestowania dodatkowo skłaniają do głębszego zastanowienia, co ewentualnie kupić. Zachęcają względnie tanie akcje, ale jeżeli kryzys będzie trwał, to nawet solidne walory będą osuwać się wraz z rynkiem. Czy rzeczywiście?
Warto zastanowić się nad tym problemem, zwłaszcza że tak zwane bezpieczne aktywa są już, jak to określił niedawno zarządzający największego na świecie funduszu obligacji PIMCO, „żałośnie” drogie. Inwestycja w długoterminowe papiery bezpiecznych rządów takich jak niemiecki czy amerykański nie tylko nie gwarantuje zachowania kapitału, lecz daje wręcz pewność częściowej jego utraty. Oprocentowanie trzydziestoletnich niemieckich „bundów” nie przekracza 1,8%, czyli znajduje się poniżej oficjalnego celu inflacyjnego EBC. Podobnie jest z papierami amerykańskimi, które także obiecują zysk nieco poniżej inflacji (dwudziestoletnie obligacje indeksowane inflacją dają „zarobić” -0,01% rocznie).
Oczywiście gdyby kryzys nasilił się, przechodząc w zapowiadany przez niektórych „Eurogeddon”, pozostanie przy niemieckich, a nawet lepiej amerykańskich obligacjach (o złocie nie wspominając) byłoby najlepszym rozwiązaniem. Luksusu pewności nie ma, ale o ile dotychczasowa dynamika nie wyklucza stopniowego pogarszania się sytuacji, o tyle raczej pozwala wierzyć, że unikniemy zupełnej katastrofy. Dylemat, o którym tu mowa, nie jest udziałem jedynie drobnych inwestorów. Duże instytucje finansowe, takie jak fundusze emerytalne czy instytucje ubezpieczeniowe, również rozważają go w zaciszu swoich gabinetów. Ich sytuacja jest nie do pozazdroszczenia, gdyż mają do wypełnienia przyszłe zobowiązania indeksowane inflacją, a w dzisiejszym świecie pobicie inflacji nie jest możliwe bez narażania się na ryzyko.
Ponieważ jednak kryzys ma już kilkuletnią historię, możemy poszukać w niej jakiejś odpowiedzi. Sytuacja bowiem pod pewnymi względami przypomina tę z końca sierpnia 2008 roku. Wtedy także wiadomo było, że świat znajduje się na krawędzi recesji, ale nie było jeszcze widać oznak tak poważnego kryzysu, jaki uderzył w kolejnych miesiącach. Akcje były już silnie przecenione i ich kursy zachęcały do zakupów. Warto więc przyjrzeć się, które sektory dobrze spisały się od tego czasu, pozwalając na pomnożenie majątku inwestorów.
Spośród całego spektrum branż, w które można zainwestować w Polsce i w Europie, skupimy się na dwóch, które uważane są za symbole ofensywnych i defensywnych strategii na rynku akcji. Jako reprezentanta tych pierwszych wybierzemy branżę bankową, która szczególnie silnie reaguje na to, co dzieje się w gospodarce, i kondycję rządów, a przy tym działa na dużej dźwigni finansowej. Jeśli kryzys szybko minie, największym beneficjentem będą instytucje finansowe, których portfele kredytów zaczną od razu wyglądać lepiej, skończą się też ich problemy z płynnością.
Z kolei za tradycyjnie antykryzysową branżę uważa się sektor farmaceutyczny. Wysoki udział w przychodach zajmowany przez wydatki rządowe — i to takie, z których rządy zrezygnują dopiero w ostateczności — jest rękojmią tego, że pieniądze będą płynąć także w trudnych czasach. Ponadto branża farmaceutyczna cieszy się zainteresowaniem inwestorów ze względu na wykorzystywanie fundamentalnego dla dzisiejszego świata trendu, jakim jest starzenie się społeczeństw. Nie wszyscy wiedzą, że dotyczy on nie tylko krajów Zachodu, ale i rynków wschodzących, zwłaszcza Chin.
Spójrzmy więc, jak radziły sobie te dwie branże od końca sierpnia 2008. Zacznijmy od banków. Inwestycja w krajowy indeks bankowy, reprezentowany przez indeks WIG-Banki, przyniosła od tego czasu stratę wysokości 18,5%. Dla porównania: WIG20 spadł jeszcze więcej, bo 21%. Jak to wyglądało w Europie? Gdybyśmy zainwestowali w Indeks Euro Stoxx Banks na kilka dni przed upadkiem Lehman Brothers, stracilibyśmy 70% kapitału. W tym czasie szeroki indeks Euro Stoxx 600 także zanotował stratę, ale znacznie mniejszą, bo 19%.
Można więc powiedzieć, że polskie banki słusznie cieszą się dobrą reputacją. Choć — jak wszystkie banki — silnie reagują na wydarzenia gospodarcze, to spisały się znacznie lepiej od swoich europejskich kuzynów. Co więcej, udało im się nieznacznie pobić szerszy indeks, co jest dobrym wynikiem w czasie dekoniunktury.
Przyjrzyjmy się teraz wynikom sektora farmaceutycznego. W Polsce jest z tym pewien kłopot, gdyż mimo że mamy kilka rodzimych spółek farmaceutycznych, nie są one notowane na GPW. To zaś, co można znaleźć pod nazwą „przemysł farmaceutyczny”, nie za bardzo jej odpowiada. Polskie firmy zajmują się raczej produkcją artykułów higienicznych i kosmetycznych. Na dziesięć reprezentowanych tam spółek dwie rzeczywiście zajmują się produkcją leków na większa skalę, ale są to zagraniczne koncerny, których akcje dostępne są na naszym parkiecie dopiero od niedawna. Z pozostałych spółek siedem było w obrocie pod koniec sierpnia 2008 i można było w nie zainwestować. Wynik takiego przedsięwzięcia byłby jednak mizerny. Równo ważony indeks polskich spółek „farmaceutycznych” straciłby 50% wartości. Jedyną spółką, na której można było zarobić, jest czeski Pegas.
Znacznie lepiej wypadła inwestycja w europejskie spółki farmaceutyczne. Indeks Euro Stoxx Health Care zyskał 26%, czyli pozwolił w trudnych czasach trochę zarobić. Przez 45 miesięcy, które minęły od tamtego czasu, kapitał pomnażany był w średniorocznym tempie 6,4%. Nie jest to bardzo dużo, ale biorąc pod uwagę zarobek możliwy w przypadku bezpiecznych aktywów, wynik ten wygląda już znacznie lepiej. Zniechęcone do drogich obligacji rządowych fundusze nie przejdą wobec niego obojętnie.
Wynik porównania ofensywnych i defensywnych strategii był do przewidzenia, gdyż wiedzieliśmy, co działo się w drugiej połowie 2008 roku oraz w następnych latach. Przyszłość jest jednak nieznana i nie ma pewności, czy rzeczywiście czekają nas kolejne burzliwe cztery lata. Kryzys w strefie euro trwa, ale świadomość decydentów jest w tej chwili znacznie większa niż dwa lata temu, gdy dopiero nabierał tempa. Jeśli historia stanowi jednak jakąś wskazówkę, to optymiści lepiej wyjdą, postawiwszy na krajowe banki, które choć także zostały przecenione, mają zdrowsze fundamenty i nie będą musiały wyprzedawać aktywów ani korzystać z pomocy publicznej. Z kolei defensywnych spółek farmaceutycznych warto poszukać poza granicami naszego kraju, gdyż na GPW ciągle jest ich za mało, by utworzyły zdywersyfikowany portfel.
Źródło: Wealth Solutions