Amerykanie boją się września

W USA piątkowa sesja była testem siły byków. Po czterech dniach stabilizacji i zamienieniem czwartkowych spadków na małe wzrosty wydawało się, że w piątek pojawiła się duża szansa na pokonanie oporu. Alternatywą było odbicie i znaczne go wzmocnienie. Informacja docierające na rynek dawały broń do ręki bykom, ale okazało się, że nie były one w stanie tego wykorzystać.

Opublikowane w piątek raporty makro były niejednoznaczne. Dane o przychodach/wydatkach Amerykanów pokazały, że dochody nie zmieniły się (oczekiwano wzrostu), a wydatki wzrosły zgodnie z oczekiwaniem o 0,2 proc. Nie były to doskonałe dane, ale nie mogły doprowadzić do wyprzedaży. Kolejnym raportem był indeks nastroju Uniwersytetu Michigan. Była to weryfikacja danych z połowy sierpnia. Co prawda w stosunku do poprzedniego miesiąca indeks spadł (z 66 na 65,7 pkt.), ale przypisywanie słabego zachowania rynku akcji tej właśnie publikacji, co robiła część mediów, jest olbrzymim nieporozumieniem. Przecież indeks został zweryfikowany wyraźnie w górę (w stosunku do tego, co opublikowano w połowie miesiąca – z 64 na 65,7 pkt.). To z całą pewnością nie mógł być nawet pretekst do wyprzedaży. Zresztą dane jako niezłe odebrał rynek walutowy i surowcowy.  

Rynek akcji dostawał dobre informacje. Po czwartkowej sesji Dell opublikował  raport kwartalny (oczywiście lepszy od oczekiwań), a przed piątkową  sesją z kolei Intel poinformował, że jego przychody i marże w trzecim kwartale będą wyższe od poprzednich prognoz. Bykom pomagać też powinien koniec miesiąca z obowiązkowym w czasie trendu zwyżkowego „window dressing”. Tak naprawdę nie było żadnych widocznych powodów do niepokoju. Nie było, ale indeksy barwiły się na czerwono. Działał opór techniczny i obawa o to, że rynki przesadziły, dotarły za wysoko, a we wrześniu (historycznie najgorszym miesiącem w roku dla giełd) za to zapłacą korektą. Byki nawet próbowały (nieśmiało) w ostatniej godzinie podnieść indeksy, ale nic z tego nie wyszło. Sesja znowu zakończyła się neutralnie (małym spadkiem S&P 500). Opór się mocno trzyma, a rynek czeka z dużym niepokojem na wrzesień – historycznie (statystyka) najgorszy miesiąc dla akcji.  

W Polsce w piątek okazało się, że w Polsce PKB w drugim kwartale wzrósł o 1,1 procent (oczekiwano wzrostu o 0,5 proc.).  Jeśli spojrzy się głębiej w te dane, to widać, że spadł popyt wewnętrzny (2 proc.) i po raz pierwszy od drugiego kwartału 2003 spadły inwestycje (2,9 proc.). Można zapytać: co w takim razie dało tak dobry wynik? Po części mniejszy ujemny wkład zmiany zapasów (-2,7 punktu procentowego w PKB.), ale naprawdę pozytywny wpływ miał eksport netto (3,1 pkt. proc.). Skąd takie dane? Po prostu załamał się import konsumpcyjny, i co gorsze, inwestycyjny (import spadł o 20,3 procent, a eksport o 14,3 proc.). Spadki inwestycji (oczekiwane) i popytu krajowego nie są wcale dobrym prognostykiem. Można oczekiwać, że gospodarka w recesję nie wejdzie, ale grozi Polsce dłuższy okres stagnacji. Dla inwestorów zagranicznych takie dane są jednak wystarczającym pretekstem do umacniania indeksów i złotego.

GPW rozpoczęła piątkową sesję ponad dwuprocentowym wzrostem indeksów. Po chwilowej szarpaninie WIG20 ugrzązł na poziomie czwartkowej stabilizacji (tej przed końcowym załamaniem). Sytuacja zmieniła się  po godzinie 10.00. Wtedy to indeksy błyskawicznie ruszyły na północ, a WIG20 zwyżkował ponad 3,5 procent. Liderami wzrostu były akcje spółek sektora bankowego. Za ten sprint rynku odpowiadały częściowo dane o wzroście PKB w drugim kwartale, a częściowo to, że dokładnie w tym samym czasie mocno na północ ruszyły indeksy europejskie.  

Od tego momentu rozpoczęła się męcząca stabilizacja, która po pobudce w USA zaczęła zamieniać się na powolne osuwanie. Podaż  uderzyła po publikacji danych makro w USA, ale bardzo szybko rynek znowu wróci do poprzedniej tendencji. Ta faza skończyła się na 30 minut przed rozpoczęciem sesji w USA, kiedy Intel podniósł prognozy. Indeksy szybko wzrosły i wydawało się, że sesja była już rozstrzygnięta. Tylko się tak wydawało. Znowu, podobnie jak w czwartek, ostatnie 30 minut było jedną wielką wyprzedażą (słabo zachowywał się rynek amerykański) i sesję zakończyliśmy jednoprocentowym wzrostem, czyli odbiciowym, nic nieznaczącym „ząbkiem”.

Piotr Kuczyński
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi