Amerykanie znowu lekceważą złe informacje

Amerykański rynek akcji nadal zasługuje na miano teflonowego. Poniedziałkowa niewielka realizacja zysków wystarczyła, żeby we wtorek znowu pojawili się zdecydowani kupujący. Było ich niewielu, ale to wystarczyło, żeby na małym wolumenie podnosić indeksy. Teflonowy był dlatego, że większość docierających na rynek informacji nie zachęcała do kupna akcji.

Dane makro były słabe. Raport S&P/Case-Shiller o zmianie w styczniu cen domów nie doprowadził do zmian na rynku. Doprowadzić zresztą nie mógł, bo rynek nieruchomości nie jest w centrum zainteresowania. Odnotujmy jednak, że ceny spadły w styczniu o 3,1 proc. r/r (oczekiwano spadku o 3 proc.). Był to siódmy, kolejny miesiąc spadku. Publikowany przez Conference Board indeks zaufania konsumentów spadł w marcu nieco mocniej niż oczekiwano (z 72 na 63,4 pkt.). Spadek indeksu potwierdził to, co widzieliśmy w raporcie Uniwersytetu Michigan. Amerykanie boją się drogiej ropy i inflacji. Jednak był to spadek z 3-letniego szczytu, co wymowę tego raportu osłabiało.

Dziwne było zachowanie rynku akcji. Chociaż może nie takie znowu dziwne, jeśli pamięta się o zbliżającym się zarówno końcu kwartału, jak i sezonie raportów kwartalnych oraz o piątkowym raporcie z rynku pracy (podobno ma być dobry). Prowadziły indeksy na północ sektory sprzedaży detalicznej (mimo spadku indeksu nastroju) i najmocniej podczas korekty przecenione spółki wysokich technologii. O pretekstach do tych wzrostów (kilka informacji ze spółek) nie ma sensu pisać. Nie to było powodem do zwyżki szerokiego rynku. S&P 500 pokonał linię krótkoterminowego trendu spadkowego (można powiedzieć, że wybił się z czegoś na kształt flagi), co zapowiada, że rynek chce koniecznie przetestować szczyt z lutego.

GPW nie dostała we wtorek rano pomocy ze strony innych giełd europejskich, gdzie na początku panował marazm, a po niecałej godzinie rozpoczęła się realizacja zysków. W tej sytuacji u nas też pojawiła się chęć do zgarnięcie części zysków ze stołu, czemu dziwić się nie można, skoro WIG20 był już tak blisko górnych ograniczeń dwóch kanałów trendów wzrostowych.

Traciły banki (tak jak i na innych rynkach) – za wyjątkiem BRE, który jest w trendzie wzrostowym. U nas dodatkowo pomagała niedźwiedziom zapowiedź IPO PKO BP. Co prawda, temat był znany od pewnego czasu, ale wypowiedzi ministra skarbu bardzo uprawdopodobniły te ofertę. Spadała również cena akcji KGHM. Nie było to jednak nic dramatycznego. WIG20 tracił nieco ponad pół procent i na tym poziomie rynek wszedł w wielogodzinny marazm.

Przed pobudką w USA byki w Europie zaatakowały, więc i nasz rynek usiłował odrabiać straty, ale nic z tego nie wyszło. Udało się tylko zminimalizować stratę i zakończyć dzień spadkiem o 0,44 proc. Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia. Jedynie to, że wzrósł obrót może nieco niepokoić. Nadal stoimy przed podwójnymi oporami, które powinny być przynajmniej przetestowane.

Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi