Amerykańskie byki nie poddają się

Po środowej sesji, kiedy to znowu niezłe dane makro nie doprowadziły do wzrostu indeksów, każdy inwestor w USA już widział, że rynek jest zmęczony zwyżkami. Nic dziwnego, że sesja czwartkowa rozpoczęła się spadkami. Tyle tylko, że niedźwiedzie nadal nie dostały żadnego wsparcia ze strony napływających na rynek informacji.

Publikacja raportu o PKB w USA (pierwsza weryfikacja) i skojarzonych z nim miar inflacji miała niewielki wpływ na zachowanie rynków. Drugi kwartał już dawno się zakończył – liczy się przyszłość. Odnotujmy jednak, że PKB (annualizowany) spadł w drugim kwartale o 1 procent, czyli mniej niż oczekiwano, a w stosunku do pierwszego kwartału wzrósł o 0,2 proc. Na pozór gorzej wyglądały dane mówiące o tygodniowej zmianie na rynku pracy w USA. Amerykanie złożyli 570 tysięcy wniosków o zasiłek (oczekiwano 560 tys.). Jednak średnia czterotygodniowa i ogólna liczba pobieranych zasiłków spadła, co znacznie zmniejszało negatywny wydźwięk tego raportu. Podsumowując: z pewnością dane nie mogły pomagać niedźwiedziom.

Indeksy od początku sesji spadały i ten proces trwał przez 1,5 godziny, a spadek S&P 500 przekraczał już całkiem wyraźnie jeden procent. Od tego momentu rozpoczął się bardzo powolny, ale też bardzo systematyczny proces podnoszenia indeksów, a dwie godziny przed końcem sesji S&P 500 i NASDAQ dotknęły już poziomu środowego zamknięcia, a DJIA wszedł całkiem wyraźnie w obszar wartości dodatnich. W połowie tego wzrostu pomogła dodatkowo bykom udana aukcja obligacji (klasyczny pretekst). Takie zachowanie rynku mówiło: owszem, jesteśmy zmęczeni zwyżkami, ale nie mamy zamiaru pozwolić na spadki bez wyraźnego powodu. To musiało zdenerwować posiadaczy krótkich pozycji. Zaczęli je zamykać i to, co miało być korektą przeistoczyło się we wzrost. Wzrosty indeksów były co prawda symboliczne, ale po sporych spadkach na początku sesji należy uznać je za zwycięstwo byków.

GPW rozpoczęła czwartkowa sesję od wzrostu indeksów. Bardzo szybko przekroczył on 1,5 procent. Pomagało bykom spokojne, z lekka optymistyczne, zachowanie giełd europejskich. Dobrym pretekstem do kupna akcji był też lepszy od prognoz półroczny raport PKO BP. Kurs tego banku szybko rósł, a za nim podążyły inne spółki sektora bankowego pod wodzą BRE. Jedynie Pekao zostawał z tyłu, czemu nie można się dziwić skoro rząd sprzedaje swoje akcje (w środę) tak nieumiejętnie, że zaniża kurs spółki (zamiast sprzedać je przed sesją w transakcjach pakietowych). Doskonale zachowywał się też PKN (przed poniedziałkową publikacją raportu kwartalnego). Wszystko to zmieniło się diametralnie w ostatnich 30 minutach sesji.

Indeksy stabilizowały się na dosyć wysokim poziomie, przez prawie 3 godziny. Potem szybkim ruchem rynek się schłodził i WIG20 rósł już tylko nieco więcej niż pół procent. Byki się jednak nie poddawały – indeksy po tym schłodzeniu znowu zaczęły pełznąć na północ. Chwilowe emocje pojawiły się po publikacji danych w USA (indeksy zanurkowały), ale bardzo szybko wszystko wróciło do normy, bo gracze zobaczyli, że dane nie są interpretowane negatywnie. Wystarczył jednak spadkowy początek sesji w USA, żeby zaczęła się ucieczka z rynku. Ucieczka przypominająca małą, niezbyt sensowną panikę. Zapewne panikę sterowaną przez rynek kontraktów. Koniec sesji był fatalny: WIG20 na dużym obrocie spadł o kolejne 1,5 procent. Teraz już rynek wykupiony nie jest, oscylatory wychłodziły się i nie ma (technicznych) przeszkód do wzrostów.  
 
Piotr Kuczyński
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi