AZ Finanse: Czy to już twarde dno?

A dwa kolejne dni przyniosły zmianę kierunku zmian indeksów. Daleko jeszcze do odrabiania strat, bo przecież WIG w czwartek i piątek zyskał tylko ok. 2 proc., a w pierwszej części minionego tygodnia indeksy spadały w tempie 3-4 proc. dziennie, jednak widać pierwsze oznaki stabilizacji.

W końcówce tygodnia utrzymały się też wysokie obroty, a więc napływ kapitału na parkiet stał się faktem. I wreszcie zrównoważył on podaż ze strony funduszy inwestycyjnych. Oby tak dalej, bo exodus klientów funduszy pewnie się jeszcze nie skończył. Eksperci twierdzą, że w styczniu Polacy mogą wycofać z funduszy nawet 5 mld zł.

Teraz głównym utrapieniem inwestorów pozostają doniesienia z USA. W piątek administracja prezydenta Busha przedstawiła plan antykryzysowy, ale tamtejsze giełdy niestety nie przyjęły go ciepło. Indeksy Dow Jones i S&P zakończyły tydzień 0,5-0,6 proc. na minusie, a ten drugi w dodatku znalazł się najniżej od prawie półtora roku. Nie wiadomo jak na te wieści zareagują nasi inwestorzy, zwłaszcza ci, którzy w czwartek i piątek okazyjnie kupowali akcje. Istnieje szansa, że negatywne nastroje za Oceanem nie wywrą zbyt widocznego piętna na krajowym podwórku, bo w drugiej części minionego tygodnia też było parę okazji, by wpaść w panikę po danych z USA, a jednak kupujący spokojnie kontynuowali swe dzieło.

Z punktu widzenia analizy fundamentów spółek powinniśmy być już na dnie. Wskaźniki spółek (obrazujące relację ceny akcji do przypadających na nią zysków lub wartości księgowej majątku spółki) wróciły już do czasu z początku hossy. Ale analiza wykresów jest mniej jednoznaczna. Na wykresie indeksu WIG widać trzy fale spadkowe – lipcową, październikową i grudniową. Każda z nich przyniosła spadek cen akcji od kilkunastu do 20 proc. Tak powinna wyglądać książkowa bessa – trzy fale spadków przedzielone dwoma odreagowaniami. Kłopot w tym, że analitycy wykresów wcale nie są pewni, czy fale październikową (krótszą od dwóch pozostałych) i grudniową traktować jako dwie oddzielne, czy jako jedną.

Od interpretacji tego problemu zależy, czy powinniśmy się spodziewać jeszcze jednego załamania cen, czy też jesteśmy na twardym dnie. W tym pierwszym przypadku WIG mógłby spaść nawet do poziomu 36 tys. pkt., czyli jeszcze o kolejne 20 proc. W okolicach 36 tys. pkt. znajduje się dno załamania cen z czerwca 2006 r., największego od początku hossy z lat 2003-2007.