AZ Finanse: Demony bessy znów straszą na parkiecie

Jeśli nie uda się utrzymać tego poziomu, to może nas czekać testowanie dna z połowy sierpnia (3300 pkt.), a jeśli i ono nie wytrzyma – wrócimy do poziomów z marca i lutego (3150 pkt.). Wysokie obroty na poniedziałkowej sesji i to, ża zakończyła się ona na najniższym w ciągu całego dnia poziomie to znak, że po kilku dniach przyglądania się coraz mizerniejszym nastrojom większa grupa pesymistów nie wytrzymała nerwowo i przystąpiła do sprzedawania. Spadki niektórych dużych spółek, jak np. Biotonu (minus 6,5 proc.), Cersanitu, Prokomu i KGHM (minus 6 proc.), PGNiG (minus 7 proc.), czy Polnordu (minus 9 proc.) świadczą o panicznej wręcz wyprzedaży niektórych firm.

Giełdowe średniaki i maluchy radziły sobie w poniedziałek tylko niewiele lepiej, niż giganci. Indeksy mWIG i sWIG spadły o 1,6-2,3 proc. I jeśli można się z czegoś cieszyć, to tylko z tego, że w tym segmencie spółek wzrosty z ostatnich kilkunastu dni były na tyle wyraźne, że do dna z trzeciej dekady listopada została jeszcze połowa dystansu, który indeksy już straciły od ostatnich lokalnych szczytów.

Indeksy spadały w poniedziałek nie tylko w Warszawie. Węgierski BUX stracił 2,5 proc., londyński FTSE – 1,9 proc., zaś amerykański S&P – 1,5 proc. Inwestorzy dopiero po weekendzie w pełni uzmysłowili sobie jak złą wiadomością jest wzrost inflacji w USA. Nie tylko ogranicza on amerykańskiemu bankowi centralnemu możliwości ratowania sytuacji na rynku złych kredytów poprzez obniżki stóp, ale i pozbawia inwestorów na całym świecie złudzeń, że kilkoma prostymi ruchami w postaci ograniczania stóp procentowych można załatwić sprawę kryzysu kredytowego, który rozlewa się na całym globie. Na domiar złego analitycy Citibanku obniżyli właśnie rekomendacje dla innych amerykańskich grup finansowych.