Foreks nie cieszy się najlepszą sławą. Nie kojarzy się z bezpieczeństwem, zaufaniem, ani przejrzystymi zasadami. Mimo to niektóre banki przez swoje domy i biura maklerskie nie tylko wprowadza go do oferty dla detalu, ale również szeroko reklamują.
Oferta, która powinna być skierowana do naprawdę wąskiego grona profesjonalnych inwestorów, reklamowana w placówkach bankowych to nie jest dobry pomysł. Przedstawienia foreksu jako okazji do łatwego, szybkiego i dużego zarobku jest nieodpowiedzialne. Porównywanie spekulacji na globalnym rynku kapitałowym do dziecięcej gry komputerowej wygląda jak nadużycie.
Nadzór, jeszcze pod starym kierownictwem, niecały rok temu ostrzegał przed niuansami foreksu. Do tej pory nie było potrzeby prowadzenia większej kampanii informacyjnej. Jednak foreks staje się coraz popularniejszy, a brokerzy walczą o nowych niedoświadczonych klientów, którzy z pierwszym depozytem pójdą jak baranki na rzeź.
Jak duże szanse ma statystyczny Kowalski zawierający transakcje na wyczucie? W praktyce nie ma ich wcale. „Niedzielny inwestor”, któremu nie idzie na giełdzie i dał się namówić brokerowi na otwarcie rachunku foreks, lub zobaczył taką reklamę w swoim banku i uznał, że to okazja na szybki i łatwy zysk, najczęściej kończy tak samo.
Niewielki depozyt (kilka, kilkanaście tysięcy złotych), wysoka dźwignia 1:100, brak zarządzania kapitałem, brak cięcia strat i tragedia gotowa. Po kilku tygodniach na rachunku zostaje kilkaset złotych. Jeżeli klient poczuje się oszukany i odejdzie zrezygnowany to pół biedy. Znacznie gorzej jeżeli postanowi się odegrać za większą stawkę. Wtedy przepuszczenie oszczędności życia, dzięki możliwości zwiększenia wolumenu transakcji, nie będzie problemem.
Z danych opublikowanych w USA wynika, że ok. 1/4 badanych grających w 2010 r. zakończyła rok na plusie. To zaskakująco wysoki odsetek. Polscy brokerzy nie publikują takich informacji, jednak jak często w nieoficjalnych rozmowach przyznaj ich przedstawiciele, na foreksie zarabiają najwięcej oni sami. Czym więcej nowych, niedoświadczonych klientów tym zarobek większy.
W skali domu maklerskiego są to istotne zyski, ale z perspektywy banku-właściciela to są grosze. Czy warto wystawiać na szwank zaufanie i wiarygodność banku, szeroko reklamując coś, co nie jest przeznaczone dla przeciętnego klienta? Czy banki reklamujące foreks jako grę, oferują jeszcze inwestowanie czy już hazard? Czy zarobek kilku dodatkowych milionów w bilansie, opłaca się kosztem ryzyka skojarzenia banku z kasynem?
Źródło: PR News