Bank of China walczy o klientów na Wyspach

Bank of China, szwedzki Handelsbanken i izraelski Leumi zaczynają podbijać rynek na Wyspach, bo brytyjskie banki wciąż niechętnie udzielają kredytów. Zagraniczni gracze poluzowują również kryteria, w związku z tym łatwiej jest dostać kredyt, mając nieregularne dochody lub prowadząc działalność gospodarczą.

Bank of China agresywnie rozpycha się na brytyjskim rynku hipotecznym, oferując bezpośrednio klientom kredyty do sumy miliona funtów. Dla kredytobiorców, którzy mają 25-procentowy wkład własny, oprocentowanie wynosi trzy procent, a minimalna opłata 995 funtów. Jest też konkurencyjny w stosunku do brytyjskich banków, jeżeli chodzi o finansowanie mieszkań na wynajem, żądając gwarancji w wysokości stu procent opłat z najmu, podczas gdy brytyjskie instytucje chcą 125 procent.

Ian Gray z portalu Largemortgageloans.co.uk powiedział: „Bank of China wchodzi na rynek w spektakularnym stylu. Rozmawiali z nami od miesięcy, ale teraz oferują realny produkt za pośrednictwem wiodących pośredników, choć wciąż trzeba odbyć rozmowę w jednym z ich oddziałów w którymś z większych miast”.

Leumi ma najniższą ofertę na rynku, jeżeli chodzi o kredyty pięcioletnie – 1,625 procent powyżej trzymiesięcznej stawki międzybankowej Libor. W zeszył tygodniu Libor wynosił 0,93 procent, więc kredyt byłby oprocentowany na 2,56 procent. Wprawdzie Libor w ostatnim czasie ulegał większym wahaniom niż stopa procentowa Banku Anglii, ale historycznie te dwie zmienne poruszały się w tandemie. Przy kredycie na 200 000 funtów miesięczna rata wynosiłaby 904 funty przy opłacie w wysokości tysiąca funtów. Minimalny wkład własny wynosi 35 procent lub 25 procent dla zamożniejszych klientów.

Drugą pod względem atrakcyjności ofertę na rynku ma HSBC z oprocentowaniem w wysokości 2,95 procent i opłatą 799 funtów dla kredytobiorców z 25-procentowym wkładem własnym, wynika z danych Moenyfacts, firmy zbierającej informacje finansowe.

Mark Harris z Savills Private Finance, innej firmy pośredniczącej, powiedział: „Mieliśmy klientów, którzy czekali osiem tygodni na rozpatrzenie ich wniosku przez HSBC. Kupcy nie mogą czekać, bo stracą okazję. Dlatego wielu naszych klientów odsyłamy do Bank of China, ponieważ wiemy, że przedstawią ofertę na czas i że ich warunki są niezwykle konkurencyjne„.

Według danych internetowej strony porównawczej Moneysupermarket liczba ofert kredytów hipotecznych ze strony brytyjskich banków spadła w ubiegłym roku o 59 procent do 2 242.

W ubiegłym tygodniu Royal Institution of Chartered Surveyors podał, że jedna na dziesięć transakcji sprzedaży domu w ostatnich trzech miesiącach nie doszła do skutku, ponieważ nabywcy nie byli w stanie uzyskać finansowania. Simon Rubinsohn, główny ekonomista w Rics, powiedział: „Rządowe próby ożywienia rynku kredytowego nie przynoszą rezultatów”.

Aaron Strutt z firmy pośrednictwa finansowego Trinity Financial Group powiedział: „Problem polega na tym, że banki podnoszą oprocentowanie bez ostrzeżenia – kredytobiorcy muszą być informowani, bo w przeciwnym razie nie będą mogli zawierać transakcji”.

Analityk jednego z globalnych banków inwestycyjnych powiedział: „Na rynku hipotecznym są pieniądze do zarobienia, więc dla zagranicznych banków ma sens wchodzenie w ten segment, skoro brytyjskie banki nie są w stanie go obsłużyć”.

Handelsbanken podniósł maksymalną kwotę kredytu do ponad 2,7 miliona funtów – to znacznie więcej, niż oferują brytyjskie banki. Ma również apetyt na rynek depozytów.
Agencja ratingowa Moody’s podała jednak ostatnio, że umieściła rating Handelsbanku AA1 na liście obserwacyjnej z możliwością obniżenia oceny wiarygodności kredytowej banku.

Handelsbanken nie jest pełnym członkiem Financial Services Compensation Scheme, więc deponenci po pierwsze 20 000 euro swoich oszczędności musieliby się zwracać do Szwecji. Nie dotyczy to natomiast kredytobiorców, bo to oni są winni pieniądze bankowi, a nie odwrotnie. Barratt Developments i Redrow, dwaj najwięksi deweloperzy w Wielkiej Brytanii, ostrzegają, że banki, zwlekając z udzielaniem klientom kredytów hipotecznych, podważają oznaki stabilizacji na rynku nieruchomości.

Barratt poinformował, że po raz pierwszy od 2007 r. powrócił do tradycyjnej sprzedaży wiosennej. W ciągu sześciu miesięcy, do 30 czerwca, liczba osób oglądających nowo powstające nieruchomości wzrosła o 11,9 procenta w porównaniu do wcześniejszego półrocza. Redrow, nieco mniejszy rywal Barratta z Flintshire, także zaobserwował „relatywną stabilizację” na rynku w ostatnich sześciu miesiącach, a ilość sprzedanych domów wzrosła o 22 procent.

Obie firmy jednak zgodnie twierdzą, że trudności z uzyskaniem kredytu znacznie osłabiają rynek nieruchomości. Mark Clare z Barratta powiedział: „Rynek dla wielu osób jest zamknięty. Ludzie nie mogą kupić swojego pierwszego domu”. Redrow także zauważył ostrożność na rynku kredytowym. „Bez wątpienia to największa przeszkoda utrudniająca powrót do normalności na rynku nieruchomości. Jesteśmy zdania, że rozwiązanie tego problemu odegra istotną rolę w wydobyciu całej gospodarki z kryzysu”.

Brytyjscy kredytodawcy prawdopodobnie będą musieli udostępnić więcej środków finansowych dla klientów i biznesów, gdy Bank Anglii, zgodnie z przewidywaniami, zasili gospodarkę kolejnymi 25 mld funtów – częścią 150-miliardowego planu ratunkowego. Mimo trudności z uzyskaniem kredytów przez klientów, Barratt i Redrow zauważyły oznaki stabilizacji na brytyjskim rynku mieszkaniowym. Odkąd zaczął się kryzys, ceny nieruchomości w Wielkiej Brytanii spadły o 20 proc., lecz jak na razie nie widać, aby dalej traciły na wartości.

Elizabeth Colman Robin Pagnamenta „The Times”
Tłum. TK, LR