Banki jako instytucje zaufania – czas wrócić do korzeni

Obecny kryzys fiskalny to dla banków olbrzymi test odpowiedzialności za bezpieczeństwo i stabilność globalnego systemu finansowego. Koniec końców chodzi o pieniądze deponentów. A od początku chodzi o zaufanie.

Banki w teorii określane są mianem instytucji zaufania publicznego. Ale to nie oznacza, że każdy bank z definicji jest taką instytucją. To raczej forma dużej odpowiedzialności za biznes i jednocześnie rola społeczno-gospodarcza. Historia globalnych instytucji finansowych pokazuje, że te role są często ze sobą sprzeczne, wręcz konkurencyjne.

To kryzys odpowiedzialności i wartości

Nierównowaga pomiędzy oczekiwaniami akcjonariuszy, zarządów i wreszcie klientów – społeczeństwa – powoduje, że konieczna staje się pewna doza regulacji. Regulacje jednak nie wystarczą, jeśli nie są one efektem tworzenia efektywnych instytucji rynkowych. Erozja systemu finansowego w trakcie eskalacji kryzysu finansowego w latach 2006-08 pokazała, jak irracjonalne stały się przesłanki decyzji bankowców. Brak odpowiedzialności za swoje decyzje, wadliwe systemy motywacyjne, brak nadzoru właścicielskiego – lista jest długa.

Przykład niemieckiego banku KfW Bankengruppe (państwowego), „najgłupszego banku Niemiec”, który w dzień bankructwa Lehman Brothers wysłał do niego ponad 300 mln euro, jest już historyczny. Ucieczka od odpowiedzialności czy tłumaczenie się nadmierną samodzielnością traderów przypomina raczej przedszkolną piaskownicę i spychanie winy za połamaną łopatkę. Kryzys odpowiedzialności i wartości pokazuje, że zarządzanie bankiem nie sprowadza się jedynie do nagradzanych Noblem wzorów na zarabianie pieniędzy. Czas na powrót do korzeni bankowości.

Bankowość to kasyno

Niestety, drapieżny model biznesu bankowego, szczególnie w inwestycjach, stał się dziś niemal normą. Z tradycyjną bankowością związaną z bezpieczeństwem i pośrednictwem depozytowo-kredytowym, nawet na lichwiarski procent, nie ma to już nic wspólnego. To po prostu kasyno, w którym Nick Leeson z Barings, Jérôme Kerviel z Société Générale, Kweku Adoboli z londyńskiego oddziału UBS i jeszcze rzesza mniej znanych realizowali strategie o najwyższe stawki. Apetyt na ryzyko – samo to pojęcie wskazuje na hazard, a nie bankowość – ich zwierzchników był ogromny, ale ekonomia jest nieubłagana. Kara za nadmierny optymizm, pewność siebie i brak pokory powinna być bolesna.

Za te błędy zapłacą jednak wszyscy, a nie tylko nieodpowiedzialni wizjonerzy finansów. Trudno dziwić się oburzonym, że to w mitycznych bankierach widzą zło całego świata. Sami sobie na to zapracowali – oczywiście nie wszyscy, pewnie większość to jednak normalni finansiści, biznesmeni z normalnym sposobem myślenia. Wbrew temu, co mówią niektórzy, sektor finansowy aż tak bardzo nie oderwał się od rzeczywistości. To właśnie pokazuje kryzys, bo jest on uzewnętrznieniem nieprawidłowości. Pytanie oczywiście, czy kryzys dziś jest okresem naprawy, odtwarzania czy restrukturyzacji?

Dla konserwatywnych banków, które oparły się manii populizmu i hurraoptymizmu, dziś jest czas żniw. Widać to chociażby w polskim sektorze bankowym po rekordowych wynikach finansowych. Zdrowe, twarde zasady wzrostu biznesu dowiodły, że po prostu się opłacają. I to nie tylko dla banków i ich właścicieli, ale dla społeczeństwa i całej gospodarki. Niestety, żeby tak było, potrzeba jasnej wizji. W czasach kryzysu najlepszą inwestycją może okazać sie inwestycja w wiedzę. Przede wszystkim w wiedzę polityków, żeby nie gasili po raz kolejny ognia benzyną. Wtedy bowiem z ruchu oburzonych może narodzić się ruch rewolucjonistów, gdy dołączą do nich dotychczas milczący.

dr Bogusław Półtorak
główny ekonomista Bankier.pl

Źródło: Bankier.pl