Scenariusz napadu jest zawsze podobny: ubrany w kominiarkę bandyta (czasem jest ich kilku) grozi bronią kasjerowi i ucieka z pieniędzmi. Rabuje od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Bandyci wybierają małe oddziały, gdzie jedynym zabezpieczeniem jest antynapadowy przycisk powiadamiający patrol firmy ochroniarskiej. – Zanim patrol ochroniarzy dojedzie do banku, bandyci zdążą go obrabować z pięć razy. Nic dziwnego, że przestępcy traktują napady jak tanie źródło dochodu – mówi policjant z Komendy Stołecznej.
Policja twierdzi, że wszystkiemu winien jest brak ochrony i szyb pancernych w oknach kasjerów oraz źle rozmieszczone kamery wideo. – Nawet jeśli kamery filmujące wnętrze skierowane są na twarz wchodzących, jakość nagrania pozostawia wiele do życzenia. Taśmy wykorzystywane są tyle razy, że obraz jest całkowicie zamazany – wylicza nadkom. Mariusz Sokołowski z Komendy Stołecznej.
– Nasze kamery są rozmieszczone właściwie. Policjanci wielokrotnie mówili nam, że udało im się złapać sprawców dzięki nagraniom z kamer – ripostuje Wojciech S. Kaczorowski, rzecznik banku Millennium. – Poza tym nasze placówki są dostatecznie zabezpieczone systemem elektronicznym.
Zdaniem policjantów złodziejom znacznie ułatwia zadanie brak szyb odgradzających w bankach kasjerów od klientów. Jacek Balcer, rzecznik Banku BPH, uważanego przez śledczych za najsłabiej zabezpieczony, nie zgadza się jednak z tą opinią: – Nigdzie nie ma już szyb pancernych. Zastąpiły je systemy elektroniczne, m.in. tak zwane multisejfy, które wydają kolejne kwoty z kilkuminutowym opóźnieniem – tłumaczy. – Ostatnio zainstalowaliśmy w naszych oddziałach 800 takich multisejfów i zapewniam, że mamy najlepsze systemy zabezpieczeń z możliwych.
Bankowcy uważają natomiast, że za napady odpowiadają policjanci, którzy nie mogą sobie poradzić z przestępcami.