Z danych statystycznych wynika, że skala zadłużenia osób indywidualnych w Polsce jest dużo niższa, niż w rozwiniętych krajach europejskich. Tam sięga 50% PKB, w Polsce zaledwie 12%. Z raportu Instytutu Badań nad Gospodarką Wolnorynkową wynika też, że 405 tys. osób zalega ze spłatą ponad 3 tys. zł przez ponad 90 dni. Ale z tego co najwyżej 290 tys. osób to potencjalni bankruci.
Banki obawiają się jednak, że liberalny projekt PiS spowoduje, że z możliwości bankructwa skorzysta znacznie więcej osób. Propozycje posłów przewidują bowiem możliwość ogłoszenia bankructwa każdego zadłużonego, bez względu na to, czy w spiralę zadłużenia wpadł z własnej winy, czy z przyczyn losowych (np. utrata pracy).
„Ustawa powinna dawać sygnał, że długi trzeba spłacać, a bankructwo jest wyjątkiem, ostatecznością” – mówi Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. Jeśli tak się nie stanie, to rachunki za złą ustawę zapłacą uczciwi kredytobiorcy w postaci wyższych odsetek – dodaje Andrzej Roter, szef Konferencji Przedsiębiorstw Finansowych.
Finansiści krytykują także pomysł orzekania o upadłości przez specjalne kolegium, zamiast sądu. „To powrót do komisji robotniczo-chłopskich” – ironizuje Krzysztof Pietraszkiewicz.
Projektu ustawy broni natomiast Artur Zawidza, jej autor. Wskazuje, że w porównaniu do pierwotnego projektu nowy został zaostrzony, ponieważ pozwala na bankructwo tylko raz w życiu.
Bankowcy ostrzegają, że liberalna ustawa może ograniczyć krąg kredytobiorców, ponieważ banki zaostrza sito, przez które ich klienci muszą przejść, obawiając się liberalnych przepisów.