Bartosz Stawiarski: Nowa amerykańska dewiza: „im gorzej, tym lepiej”

Wedle niej zacny Ben Bernanke pójdzie w ślady jeszcze zacniejszego Alana Greenspana i obniży w razie potrzeby koszt kredytu niemal do zera, ratując MacLokomotywę przed wykolejeniem i gwarantując społeczeństwu dalsze lata amerykańskiego snu.

Rzeczywiście, patrząc na zachowanie indeksów Dow Jones Industrial Average czy S&P500 można nabrać przekonania, że gospodarka USA pędzi od 5 lat i nic jej nie straszne. Duży udział w napompowaniu kursów miała niedawna gorączka na rynku fuzji i przejęć, a także rosnące zyski korporacji (m. in. dzięki wysokiej rentowności oddziałów zagranicznych, zwłaszcza w Azji). Ktoś kompletnie niezorientowany w realiach ekonomicznych nie przyjąłby do wiadomości, że hossa ta jest udziałem dalece nadwątlonej gospodarki, prowadzącej dwie kosztowne i mało skuteczne wojny, notującej gigantyczny deficyt handlowy, tracącej dziesiątki miliardów dolarów z łamiących się rynków nieruchomości i kredytowych, a dziesiątki tysięcy konsumentów, którym patologiczny system finansowy pozwolił na zadłużanie się ponad granice wypłacalności, są wywłaszczane z domostw.

Na to wszystko nakłada się upadek samego dolara, który był ostoją bezpieczeństwa dla inwestorów ze wszystkich kontynentów. Dochodzi ropa naftowa, która lada dzień osiągnie cenę stu dolarów za baryłkę; złoto kwotowane już powyżej 800 dol. za uncję. Kolejny cios inflacyjny to najwyższe od dziesięcioleci ceny surowców rolnych. Równolegle rozbudzają się tendencje protekcjonistyczne (iskrzące relacje z Chinami), a w przyszłym roku republikanie prawie na pewno oddadzą władzę demokratom, skorym do podniesienia podatków.

Na domiar złego, jeden z największych inwestorów, George Soros, wyraził kilka dni temu pogląd, że gospodarka USA jest "na krawędzi bardzo poważnej korekty ekonomicznej", po dekadach nadmiernych wydatków. Ten człowiek, który w 1992 r. sam złamał funta brytyjskiego inkasując na tamtej spekulacji około miliarda dolarów, zwraca uwagę, że Ben Bernanke nie doszacowuje potencjału nadchodzącego spowolnienia.
Taka prognoza to nic dobrego. Co prawda nie zostało użyte słowo na literę "r", ale tutaj występuje analogia ze zwykłymi rekomendacjami giełdowymi. Jeśli duża instytucja finansowa obniża dla danej spółki zalecenie z "kupuj" do "trzymaj" to należy to tłumaczyć na "sprzedaj". A więc "krawędź bardzo poważnej korekty ekonomicznej" to prawdopodobnie zawoalowany eufemizm właśnie dla słowa "recesja".

O amerykańskim rynku nieruchomości zostało już napisane tyle, że trudno napisać coś nowego nie ryzykując powtarzania się. Podobnie z zadłużeniem konsumentów i ostatnio załamaniem w segmencie kredytów "subprime". Dlatego tutaj na ten temat nie dodam nic ponad osąd, że im dłużej rynki będą te zagrożenia ignorowały, tym większego szoku giełdy doznają w przyszłości. Zwłaszcza, że ignorancji tej towarzyszy złowrogi koktajl: odwrót od dolara i szybujące cen ropy oraz złota (czym to grozi – vide lata 1979/1980 i późniejsze następstwa). Do triumwiratu sprzed 28 lat brakuje jeszcze gwałtownego skoku inflacji, który skrępowałby ręce władzom monetarnym, potęgując kryzys gospodarczy. Poza tym tak jak wówczas, w tle prześwituje również zaogniająca się sprawa Iranu.

Na koniec, aby unaocznić możliwe perspektywy życzeniowego myślenia "im gorzej, tym lepiej", pozwolę sobie zaprezentować wykresy wspomnianych dwóch indeksów giełdowych na tle historycznie skutecznego wskaźnika kontrariańskiego, jakim jest cotygodniowa ankieta Investors Intelligence (zakres czasowy: ostatnie 3 lata).

Wykres 1. Dow Jones Industrial Average.
Źródło: http://stooq.com

Wykres 2. S&P 500.
Źródło: http://stooq.com

Wykres 3. Investors Intelligence: odsetek "byków" i "niedźwiedzi".
Źródło: http://www.market-harmonics.com

…I wykres indeksu S&P500 w znacznie dłuższej rozpiętości czasowej, aby sobie odpowiedzieć na pytanie, gdzie za rok-dwa indeks ten może się znaleźć, czyli ile może kosztować amerykański sen w razie gdyby scenariusz recesyjny się zmaterializował…

Wykres 4. S&P 500 w latach 1977 – 2007.
Źródło: http://stooq.com