„Chodzi o to, że chętny na mini-BPH musi ogłosić wezwanie na 100 proc. jego akcji, jeśli chce od razu przejąć od włoskiego UniCredit 71,03 proc. bankowych papierów. Reszta jest w rękach drobnych inwestorów. Głównym problemem jest cena za akcję, którą trzeba zaproponować w wezwaniu. Według prawa musi ona odpowiadać średniemu kursowi z trzech ostatnich miesięcy notowań. Tyle że dziś na giełdzie wyceniany jest BPH przed podziałem. Potencjalny inwestor będzie przejmował zdecydowanie mniejszy bank i na pewno nie zechce przepłacać. Nie ma też żadnej pewności, że po fuzji kurs spadnie, bo nie jest to w interesie drobnych inwestorów. Z tego właśnie powodu odwlekanie wezwania w czasie może nic nie dać” – podaje dziennik.
„Prawnicy próbują znaleźć wyjście z tej sytuacji. Ich zdaniem największy sens ma przygotowanie aneksu do porozumienia między Skarbem Państwa a UniCredit. To podpisane w kwietniu ubiegłego roku zakłada, że BPH najpierw zostanie podzielony, a potem jego część sprzedana. Żeby transakcja mogła szybko się odbyć, wystarczy odwrócić kolejność – najpierw sprzedać bank, a potem go podzielić. Nie byłoby wtedy problemu z ceną zaoferowaną w wezwaniu. Aby jednak mogło do tego dojść, przedstawiciele Skarbu Państwa muszą znów zasiąść do negocjacji z Włochami.” – czytamy.
Umowa zawarta między Skarbem Państwa a Unicredit zakłada, że Włosi sprzedadzą 200 placówek banku BPH z klientami detalicznymi i centralę banku. Pekao przejmie natomiast pozostałą część – 285 placówek, klientów detalicznych i firmowych oraz spółki zależne. Zakupem mini-BPH zainteresowane są amerykański GE, hiszpański Santander, austriacki Raiffeisen, oraz francuskie BNP Paribas oraz Credit Mutuel.
Więcej informacji w dzisiejszym wydaniu „Rzeczpospolitej” w artykule „Jak sprzedać mini-BPH?” autorstwa Elizy Więcław.