Bezrobotni Amerykanie dołują giełdy

Trwający od kilkunastu już niemal tygodni marazm na giełdach zdaje się dobiegać końca. Informacje płynące z amerykańskiej gospodarki wskazują, że wcześniejszy optymizm inwestorów był przesadzony. Indeksy wzrosły ponad racjonalną miarę. Co prawda kiepski stan rynku pracy za oceanem był znany od dawna i nikt nie miał nadziei, że wkrótce się poprawi, jednak na giełdach często liczą się nie fakty, lecz ich oceny i interpretacje. Dziś przeważyły one na niekorzyść byków.

Polska GPW

Notowania w Warszawie rozpoczęły się bardzo od niewielkich zmian indeksów. Nastroje inwestorów były jednak dość chwiejne. Najpierw wskaźniki nieznacznie zwyżkowały, w chwilę później zeszły na małe minusy. Spośród największych spółek, jedynie papiery Telekomunikacji Polskiej zwyżkowały o ponad 1 proc. Reszta świeciła na czerwono. Przez większą część dnia mieliśmy do czynienia z marazmem i niewielkimi wahaniami głównych indeksów w przedziale od -0,5 do -1 proc. Wszyscy czekali na bardzo ważne dane z amerykańskiego rynku pracy. Gdy okazało się, że liczba etatów w sektorze pozarolniczym obniżyła się o wiele bardziej, niż się spodziewano, inwestorzy wcale nie zareagowali nerwowo. Zmiany indeksów były niewielkie. Jednak spore spadki na początku sesji za oceanem spowodowały wyraźne pogorszenie się nastrojów. Mocno zniżkowały notowania surowców, w tym szczególnie ropy naftowej i miedzi. To pociągnęło w dół ceny naszych spółek surowcowych. Walory PKN pod koniec dnia spadały o ponad 4,5 proc., papiery Lotosu traciły prawie 4 proc., KGHM zniżkował o 4,6 proc. Po ponad 2 proc. traciły również walory banków. Na przecenę nie było silnych. Nawet Telekomunikacja Polska musiała spasować, ograniczając skalę wzrostu do 1,5 proc. WIG20 zniżkował ostatecznie o 2,24 proc. i zakończył dzień na poziomie 1841 punktów. Indeks szerokiego rynku stracił 1,42 proc. Wskaźnik średnich spółek zwiększył swoją wartość o 0,44 proc., a sWIG80 spadł o 0,73 proc. Obroty wyniosły 1,18 mld zł. i były zdecydowanie wyższe, niż wczoraj.

 Giełdy zagraniczne

Trochę zamieszania, niewiele efektu, to najkrótsze podsumowanie wczorajszej sesji w Stanach Zjednoczonych. Trudno powiedzieć, na co reagują tamtejsi inwestorzy. Nasi najwyraźniej na pogodę. Ale za oceanem na razie wielkich upałów nie ma. A dane docierające z gospodarki jakoś ich nie wzruszają. Pewnie już myślą o długim weekendzie. A co będzie po powrocie z niego? Czekanie na następny. W każdym razie, wczoraj na Wall Street najpilniej śledzony indeks, czyli S&P500, zwiększył swoją wartość aż o 0,44 proc., a Dow Jones zwyżkował o 0,68 proc. Niegdyś najbardziej dynamicznie zmieniający się indeks firm technologicznych Nasdaq, skoczył w górę o 0,58 proc. Nieźle się wstrzelił, między bardziej „nobliwych” braci. Zanosi się na to, że trend boczny utrzyma się trzeci miesiąc z rzędu.

Giełdy azjatyckie wzięły przykład z amerykańskiej. Indeksy tylko dwóch giełd zwiększyły swoją wartość więcej niż o 1 proc. (na Tajwanie i w Szanghaju). Nikkei zniżkował o 0,64 proc., korygując niedawne wzrosty. W przypadku pozostałych wskaźników zmiany były niewielkie i nie wnosiły nic istotnego do obrazu rynków.

W Europie od rana było nienajlepiej. Francuski CAC40 i brytyjski FTSE zaczęły od spadku o prawie 1 proc.  DAX tracił 0,3 proc. Nastroje szybko się pogarszały wraz z obawami przed publikacją danych dotyczących amerykańskiego rynku pracy. Jeszcze przed południem nieźle się trzymający na początku DAX, tracił 1,7 proc. Jednym z nielicznych rynków, których indeksy zyskiwały na wartości była Turcja, gdzie tamtejszy ISE100 rósł o 0,5 proc. Giełdy naszego regionu na tym tle prezentowały się nienajgorzej. Spadki na nich nie przekraczały 1 proc., za wyjątkiem Budapesztu, tracącego 1,3 proc. Po gorszych danych ze Stanów Zjednoczonych na europejskich parkietach spadki mocno przybrały na sile. Tuż po godzinie 16.00 DAX tracił ponad 3 proc., CAC40 spadał o 2,8 proc., a FTSE zniżkował o 1,6 proc.

Waluty

Tym razem wzrosty giełdowych indeksów w Stanach Zjednoczonych sprzyjały umocnieniu się amerykańskiej waluty. W ostatnich dniach straciła ona wobec euro chyba zbyt wiele, by obeszło się bez korekty. Wczoraj wieczorem za euro trzeba było płacić prawie 1,42 dolara. Dziś rano już tylko niespełna 1,41 dolara. Patrząc z nieco dłuższej perspektywy, od połowy czerwca trwa tendencja osłabiania się dolara i nie widać powodów, by miała się raptownie zakończyć.

Po silnej dwudniowej aprecjacji, dziś złoty nieznacznie traci na wartości. Wczoraj wieczorem dolara można było kupić już za 3,07 zł, dziś rano drożał o 3 grosze, ale i tak był najtańszy od prawie sześciu miesięcy. W przypadku euro notowano jedynie niewielkie zmiany i wspólną walutę wyceniano na 4,37 zł. O około 1 grosz podrożał frank i płacono za niego 2,87 zł. Złe wieści z amerykańskiego rynku pracy i wyraźne pogorszenie się nastrojów na giełdach papierów wartościowych spowodowały zwrot na rynku walutowym. Dolar zaczął bardzo wyraźnie zyskiwać wobec euro, a za tą tendencją podążyły i notowania naszej waluty. Tuż przed godziną 16.00 frank zdrożał do 2,88 zł, za euro trzeba było płacić  4,37 zł, a za dolara 3,11 zł.

Podsumowanie

Dzisiejsze dane z amerykańskiego rynku pracy spowodowały, że obawy o pogłębienie się korekty stały się całkiem realne. W najbliższych dniach bardzo prawdopodobne staje się ponowne testowanie wsparć na poziomie 1800 punktów w przypadku indeksu największych spółek. To, że poprawy na rynku pracy w Stanach Zjednoczonych nie można się spodziewać, było oczywiste. Reakcja inwestorów na opublikowane dziś dane świadczy jednak o zdecydowanej zmianie ich nastawienia do rynku. Wszystko wskazuje na to, że w trakcie najbliższych sesji będziemy obserwować dalsze spadki. Jedyna nadzieja w tym, że jutro amerykańska giełda będzie nieczynna.

Roman Przasnyski
Główny Analityk Gold Finance

Źródło: Gold Finance