Cała prawda o parabankach

Wydawałoby się, że w dużych miastach „parabanki” spotkamy na każdym kroku. Tymczasem długo szukaliśmy takich miejsc. Nie było to jedyne zaskoczenie, jakie nas spotkało podczas próby wzięcia pożyczki od instytucji niebankowej… Redaktorzy Bankier.pl prześwietlili parabanki. Sprawdzili, jak działają instytucje pożyczkowe, jak w rzeczywistości przedstawia się ich oferta, a także kto sięga po szybkie pieniądze.

Chcemy na własnej skórze przekonać się, czy ostrzeżenia przed parabankami, czyli instytucjami, które „udają banki”, znajdują potwierdzenie w rzeczywistości. Chcemy zobaczyć, jak wyglądają podpisywane z klientami umowy, ile faktycznie trzeba zapłacić za pożyczkę, jak przeszkoleni są pracownicy i kto właściwie po chwilówki przychodzi.

W głowach mamy wspólnie przyjęte wcześniej założenia – ile zarabiamy, na jaki czas chcemy pożyczyć pieniądze. Będziemy udawać osoby, które nie potrafią wskazać zbyt wielu różnic pomiędzy bankiem a parabankiem, a hasła takie jak oprocentowanie rzeczywiste, Biuro Informacji Kredytowej czy prowizja kojarzą, ale z dokładnym wytłumaczeniem miałyby problem.

Wcielamy się w młodą parę, która chce pożyczyć trochę pieniędzy na telewizor, no, może na coś jeszcze. Hania to cicha, przytakująca dziewczyna, najchętniej weszłaby do środka, podpisała, co trzeba i szybko zabrała pieniądze. Pracuje na umowę o pracę od trzech miesięcy, zarabia na rękę 1300 złotych. Łukasz od niedawna prowadzi firmę. Jest wygadany, żąda podania kilku informacji, jednak uzyskane odpowiedzi nie zawsze są dla niego jasne ze względu braki w rozumieniu podstawowych zagadnień z zakresu bankowości. Tak właśnie mają nas widzieć pracownicy parabanków.W sumie odwiedziliśmy kilkanaście punktów, zachęcających do wzięcia „chwilówki”. Wbrew pozorom nie było to proste.

Przeczytaj cały tekst w portalu: