Takie przekonanie przyświecało Wall Street w końcówce poniedziałkowej sesji. Wieść, że Włochy rozmawiają z Chinami o inwestycjach rozpaliła nadzieje. Ale to tylko nadzieje. Rynkami wciąż rządzą emocje.
W poniedziałek, gdy wydawało się, że lada moment fala wyprzedaży na giełdach jeszcze bardziej przyspieszy, na rynek zaczęły napływać uspakajające komentarze polityków, którzy zapewniali, że bankructwo Grecji nie jest brane pod uwagę, a możliwości opuszczenia przez nią strefy euro po prostu nie ma. Przynajmniej z prawnego punktu widzenia. Wypadałoby dodać, że na razie nie ma. Byki nieco odetchnęły, a szczególnie ochoczo straty odrabiał mocno pokancerowany niemiecki DAX. Przed południem spadł poniżej 5000 punktów, do poziomu najniższego od ponad dwóch lat. Dzięki łagodzącym tonom politycznego tok show wrócił powyżej przełamanej bariery i spadł tylko o 2,3 proc.
W dalszej części dnia, w większości już po zakończeniu handlu, do głosu doszli politycy i eksperci mający zupełnie odmienne zdanie na temat tego, co powinno się stać z Grecją, niż grupa „gołębi”. Przekonywali oni o tym, że policzone są dni nie tylko Grecji, ale i strefy euro, a kontrolowany upadek Grecji byłby wyjściem najlepszym, a przynajmniej dużo tańszym niż pompowanie pieniędzy w studnię bez dna.
Inwestorzy amerykańscy wczoraj wytrzymywali w miarę spokojnie przez pierwsze dwie godziny handlu. Indeksy zaczęły od spadków po około 1 proc., a byki podjęły próbę ich zniwelowania. Przez chwilę wskaźniki wyszły nad kreskę. Później zaczęło się znów psuć. W najgorszym momencie S&P500 tracił 1,6 proc., docierając do 1136 punktów. Nagle jednak wszystko się zmieniło po informacji o prowadzonych przez Włochy rozmowach z Chinami w sprawie zakupu włoskich obligacji i chińskich inwestycjach we włoskie firmy. Indeksy ruszyły w górę, Dow Jones zakończył dzień zwyżką o 0,6 proc., a S&P500 wzrósł o 0,7 proc.
Ten zwrot i sensacyjne zakończenie rodzi nadzieję na odreagowanie także na giełdach europejskich. Nie zmienia to jednak faktu, że ryzyka na rynkach finansowych jest coraz więcej, a co gorsza nie ma na nie zbyt wielu chętnych. Dowodzi tego wczorajsza aukcja włoskich bonów skarbowych. W jej trakcie nie tylko mocno skoczyła rentowność, ale i okazało się, że przewaga popytu nad podażą nie wyglądała najlepiej. Jak tak dalej pójdzie, to rolę kupującego przejmą na wyłączność Europejski Bank Centralny i Ludowy Bank Chin. Częściową weryfikację tej tezy może przynieść dzisiejsza aukcja włoskich obligacji. Sytuacja zaczyna wyglądać trochę tak, jak w czasie pierwszych, najtrudniejszych tygodni załamania z 2008 r. Wówczas także taniało wszystko oprócz dolara. Łącznie ze złotem Wczoraj na złoto też nie było chętnych. Staniało o ponad 2,5 proc.
Dzisiejszy ranek wątpliwości nie rozwiewa. Kontrakty na amerykańskie indeksy spadają po 0,3proc., a w Azji nastroje zróżnicowane. Nikkei rósł na godzinę przed końcem sesji o 1 proc. Na Tajwanie jednak spadek sięgał niemal 3 proc., a indeksy w Szanghaju traciły po ponad 1 proc.
Źródło: Open Finance