Co czeka rynek lokat w 2012 roku?

Z końcem kwartału ostatecznie pożegnamy lokaty antybelkowe, a ich likwidacja wpłynie na ofertę niemal każdego banku w Polsce. Mniejsze instytucje, by zatrzymać odpływ depozytów, będą musiały podnieść oprocentowanie. Nadzór może jednak skutecznie zablokować kolejną wojnę na lokaty.

Z końcem kwartału ostatecznie pożegnamy lokaty antybelkowe, a ich likwidacja wpłynie na ofertę niemal każdego banku w Polsce. Mniejsze instytucje, by zatrzymać odpływ depozytów, będą musiały podnieść oprocentowanie. Nadzór może jednak skutecznie zablokować kolejną wojnę na lokaty.

W ostatnich dniach grudnia prezydent podpisał ustawę okołobudżetową, której jednym z założeń jest uszczelnienie systemu podatkowego poprzez likwidację lokat antybelkowych. Nowe przepisy zaczną obowiązywać od kwietnia 2012 roku. Od tego momentu mechanizm dziennej kapitalizacji odsetek nie będzie już chronił zysku z lokat czy kont oszczędnościowych przed podatkiem od dochodów kapitałowych. Nowe prawo wpłynie na ofertę praktycznie każdego banku w Polsce, a także bezpośrednio uderzy w kieszenie klientów preferujących bezpieczne produkty oszczędnościowe.

Od kwietnia od zysku z każdej lokaty fiskus będzie ściągał 19 proc. podatku. Nic nie wskazuje jednak na to, by w miejsce lokat antybelkowych pojawiły się na stałe inne konstrukcje lokat pozwalające omijać podatek. Co prawda kilka banków proponuje mechanizmy pozwalające nieco przesunąć w czasie naliczenie podatku (np. poprzez wypłacanie odsetek z góry), ale są to rozwiązania, które nie znajdą zastosowania po wejściu w życie nowych przepisów.

Polisolokaty nie zastąpią antybelek

Kiedy pojawiły się pierwsze plany likwidacji lokat jednodniowych, część analityków wiązała duże nadzieje z tzw. polisami lokacyjnymi. Są to lokaty opakowane w ubezpieczenie, które także pozwalają ominąć podatek Belki. Już wówczas zwracaliśmy jednak uwagę, że są małe szanse na wielki come back tego typu produktów. Były one popularne kilka lat temu, ale dziś banki i ubezpieczyciele nie są raczej zainteresowani wprowadzaniem polisolokat na szerszą skalę. Z prostej przyczyny ani jednym, ani drugim się to specjalnie nie opłaca.

Dodatkowo apetyt ubezpieczycieli ograniczyła unijna dyrektywa Solvency II podnosząca ich wymogi kapitałowe. Polisolokata jest sprzedawana jako ubezpieczenie, więc teoretycznie wiąże się z nią ryzyko. Obecnie tego typu produkty oferuje około 10 banków, a zysk z polisolokat jest porównywalny do standardowych lokat rocznych. Trudno więc oczekiwać, by stały się one realną alternatywą dla masowo dostępnych lokat antybelkowych.

Zwłaszcza, że wiążą się z nimi dodatkowe ograniczenia. Już sam próg wejścia jest znacznie wyższy niż w przypadku zwykłej lokaty zaczyna się nawet od 10 tys. wzwyż. Większość polisolokat to oferty na 6 miesięcy lub rok. Ponadto klient musi podpisać umowę o ubezpieczenie, a co za tym idzie bezpieczeństwo zgromadzonych tam środków nie jest gwarantowane na podstawie przepisów bankowych, a mniej korzystnych ubezpieczeniowych.

Nadzór stłumi wojnę na lokaty?

Dla klientów zmiany w ordynacji podatkowej będą więc oznaczały realny spadek zysków z lokat z dzienną kapitalizacją. Nie wszystkie instytucje będą mogły sobie jednak pozwolić na pogorszenie warunków, bo to mogłoby skłonić klientów do przeniesienia oszczędności gdzie indziej. Duży problem będą miały zwłaszcza małe banki, które do tej pory swoją przewagę konkurencyjną budowały głównie na depozytach z dzienna kapitalizacją odsetek. Teraz może im grozić odpływ kapitałów do konkurencji.

Można więc oczekiwać, że przynajmniej w początkowej fazie banki zniwelują gwałtowny spadek oprocentowania podnosząc stawki na lokatach. Już teraz oprocentowanie lokat krótkoterminowych wyraźnie rośnie, a kilka banków proponuje stawki zbliżone nawet do 7 proc. Jeszcze do niedawna bankowcy nie mieli wątpliwości, że naturalną konsekwencją zmian w ordynacji będzie kolejna wojna na lokaty. W ostatnich dniach ubiegłego roku kubeł zimnej wody na ich głowy wylał jednak nadzorca. Komisja Nadzoru Finansowego wystosowała ostry list, w którym przestrzegła przed próbami unikania podatku i nienaturalnym windowaniem oprocentowania.

Reakcja była niemal natychmiastowa część banków obniżyło oprocentowanie (np. BGŻOptima, Meritum czy Polbank), a część od razu wycofała z oferty depozyty z jednodniowe (np. PKO BP). Jednak nie wszyscy posłuchali zaleceń nadzorcy. Taka niesubordynacja może skłonić KNF do wytoczenia dział grubszego kalibru, czyli rekomendacji. W ostatnich latach urząd musiał w ten sposób uregulować rynek kredytów mieszkaniowych.

Powróci moda na dłuższe terminy?

Na razie jednak KNF bacznie przygląda się działaniom banków. Jeśli sytuacja będzie względnie stabilna, dodatkowe regulacje czy zalecenia mogą okazać się zbędne. Trzeba mieć jednak na uwadze, że wpływ na rynek lokat będą miały w tym roku także działania Rady Polityki Pieniężnej, sytuacja sektora bankowego na Zachodzie, a także cena pieniądza na rynku międzybankowym.

Zakładając optymistycznie, że sytuacja będzie umiarkowanie stabilna, oprocentowanie nominalne lepszych lokat powinno oscylować w granicach 5-6 proc. Prawdopodobnie będą pojawiać się też lepsze oferty, ale będą to głównie transakcje wiązane wysoki procent na lokacie w zamian za otworzenie ROR lub zakup innego produktu. Niektóre banki  będą zapewne kusić klientów upominkami dołączanymi do lokat tak jak dotychczas w przypadku kont osobistych. Do rywalizacji o depozyty mogą się też przyłączyć kolejne banki, bo spowolnienie gospodarcze ograniczy napływ depozytów i negatywnie wpłynie na spłacalność kredytów.

Nie jest też wykluczone, że jeśli nadzór będzie skutecznie tłumił depozytową wojnę, na rynek lokat wróci normalność. Wyższe stawki zaczną pojawiać się przy lokatach długoterminowych, a lokowanie na 2-3 miesiące nie będzie nadzwyczaj opłacalne. Zamiast antybelek i polisolokat klienci mogą dostać natomiast inne instrumenty. Pojawiają się głosy, że nadzór chciałby nakłonić banki do emisji obligacji skierowanych także do klientów detalicznych.

Źródło: Bankier.pl