Że nieszczęścia chodzą parami, to wiadomo już od dawna. Może to potwierdzić jeden bank na literkę „M”, który ostatnio złożył zażalenie na działania prokuratury (wybory idą, trzeba się przecież wykazać – zwłaszcza, że bank od dawna zaliczany jest do czerwonych). Tym razem skupiło się na „parze”, czyli ABN Amro. Z jednej strony prezesa przed Komisją przeczołgali, z drugiej „Gazeta Wyborcza” doszła w dziennikarskim śledztwie, że taki niby duży Bank, a zachowuje się jak nie przymierzając jakiś „grosik” czy inna „złotówka”, która przetrzymuje dwa trzy dni pieniądze swoich klientów, żeby zarobić coś na rynku międzybankowym. No my wszystko rozumiemy, ale żeby w taki sposób sobie wyniki poprawiać? Wstyd. A przy okazji – nasze spostrzeżenie z podróży. Bank w sumie mały – ale służbowe samochody ma niezłe – czarne nowiutkie Volva. Niestety jak to bywa – wypełnienie jest burackie. Spotkaliśmy 5go lutego takiego jednego „bankowca” co to podróżował „swoją wypasioną bryką” z żoną i małym dzieckiem i wybitnie brylował na trasie katowickiej. Koniec końców, po naszym pokazie uprzykrzania życia ludziom na drodze, pozdrowił nas środkowym palcem. Chociaż w końcu przestał udawać Leppera, ale jak sobie obiecaliśmy – tak piszemy – ABN Amro – wstydźcie się za takich pracowników. P.S. W tekście „Gazety” była też mowa o innym banku, który również obsługuje Polkomtela. Żeby było śmieszniej ten sam bank niedawno odkupił od ABN Amro wydzieloną część zajmującą się usługami powierniczymi… Zaraz będzie można mówić „bankowe kryzysy chadzają trójkami”.