W poniedziałek inwestorzy wypowiedzieli się jednoznacznie na temat wyników europejskiego szczytu. Silne spadki na giełdach i ucieczka od wspólnej waluty to jasny sygnał dla polityków.
Poniedziałkowa sesja nie pozostawiła wątpliwości w kwestii oceny efektów szczytu państw Unii Europejskiej. Pozostaje jedynie pytanie o to, jak daleko zaprowadzi rynki niezadowolenie inwestorów i brak z ich strony wiary w możliwość wyjścia naszego kontynentu z kryzysu. A także o to, czy sytuacja na rynkach spowoduje, że politycy zrozumieją, że zrobili zbyt mało, by kryzys złagodzić. Do tego, by zrozumieli, prawdopodobnie potrzebny byłby mocny wstrząs i niewykluczone, że rynki go politykom zafundują. Spadki na giełdach pewnie ich nie wzruszą, ale deprecjacja wspólnej waluty może do działania pobudzić. Wczorajsze osłabienie euro o 1,5 proc. wobec dolara było jednym z wielu kroków w tym kierunku. Problem w tym, że do wywołania politycznych reakcji, takich kroków trzeba znacznie więcej. Prawdopodobnie dopiero dojście kursu euro w okolice 1,2 dolara zapaliłoby alarmowe sygnały.
Na razie żółte światła zapalają agencje ratingowe. Po Moodys i Standard & Poors, także Fitch stwierdziła, że decyzje podjęte na unijnym szczycie nie są wystarczające, by zahamować kryzys zadłużenia. Za tymi stwierdzeniami pójdą z pewnością przygotowania do obniżenia ocen wiarygodności kredytowej sporej części krajów naszego kontynentu. Nie ma wątpliwości, że spowodowałoby to pogorszenie sytuacji na rynkach długu. Ale to dopiero za kilka-kilkanaście tygodni.
Do wczorajszego ponad trzyprocentowego spadku indeksu we Frankfurcie w dużym stopniu przyczyniła się przecena papierów niemieckich instytucji finansowych. Akcje Allianzu staniały o 6,5 proc., Deutsche Banku o 5,5 proc., a Commerzbanku o 7,8 proc. Podobnie było w Paryżu, gdzie indeks spadł o 2,6 proc., a akcje Credit Agricole, Societe Generale i BNP Paribas zniżkowały po niemal 5 proc. AXA straciła 6,4 proc. Także na warszawskim parkiecie akcje banków należały do najbardziej poszkodowanych. Na Wall Street przecena była mniejsza. Dow Jones stracił 1,3 proc., a S&P500 zniżkował o 1,5 proc. W ciągu dnia spadek przekraczał 2 proc., a jego skala zmniejszyła się pod koniec handlu.
Spadki notowano dziś na giełdach azjatyckich. Nikkei zniżkował o 1,2 proc. Na godzinę przed końcem sesji po ponad 1 proc. w dół szły wskaźniki w Hong Kongu, Indonezji i Korei. Niemal 3,5 proc. tracił Shanghai B-Share, a Shanghai Composite spadał o 1,9 proc. Kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy rosły po 0,2-0,3 proc., nie dając jednoznacznych sygnałów. Kierunek krótkoterminowego trendu jest spadkowy w przypadku większości giełd europejskich. Wszystko wskazuje na to, że będziemy mieć do czynienia z jego kontynuacją.
W Nowym Jorku sytuacja nie jest jednoznaczna, ale także zaczyna przeważać pesymizm. Dziś wpływ na nią wywrzeć mogą dane o dynamice sprzedaży detalicznej i zapasach niesprzedanych towarów oraz komunikat po posiedzeniu Fed. W tym ostatnim istotne będzie to, co usłyszymy na temat europejskiego szczytu.
Roman Przasnyski, Open Finance
Źródło: Open Finance