Zwiększa się napięcie przed unijnym szczytem. Inwestorzy powściągają emocje, o czym świadczą niewielkie zmiany indeksów. Ich dynamika z pewnością wzrośnie, ale kierunku ruchu nie sposób przewidzieć.
Wyczekiwany z największym, od czasu Lehman Brothers napięciem, szczyt przywódców państw Unii Europejskiej ma rozpocząć się od roboczej kolacji. Szampana trudno się spodziewać, ale z pewnością będą dominować znane już doskonale specjały finansowej kuchni niemieckiej, z lekką domieszką francuskiej, głównie w formie przystawek. Inwestorzy wiążą z tym spotkaniem duże nadzieje, ale jednocześnie zdają się mieć świadomość, że może się ono skończyć potężną niestrawnością.
Widać to na wykresach indeksów giełdowych. Mimo sporych wahań w ciągu dnia, od pięciu sesji DAX zmienił swoją wartość o więcej niż 1 proc. jedynie dwukrotnie, a łączny efekt tych sesji to spadek o 1,5 proc. Niemal identyczną zmienność można dostrzec na Wall Street. W ciągu pięciu dni S&P500 wzrósł w sumie o 1,1 proc. Inwestorzy najwyraźniej więc czekają na to, co w kwestii kryzysu uradzi unijny szczyt, a im bliżej do jego rozpoczęcia, tym niepewność większa.
W środę rynki bombardowane były najróżniejszymi doniesieniami. Nie wiadomo było, łączyć, czy dzielić skórę na niedźwiedziach czyli EFSF i ESM, funduszach mających wspomagać Europę, z których żaden nie ma wielkich szans na dysponowanie odpowiednio dużymi środkami, a pomysłu na ich zdobycie wciąż nie ma. Podobno Niemcy nie chcą się zgodzić na współistnienie obu tych tworów. Mimo wspólnego stanowiska Niemiec i Francji w kwestii rozwiązań, jakie mają być rozważane w trakcie szczytu, niemieccy politycy wyrażali sceptycyzm, czy zostaną przyjęte. Jeszcze przed rozpoczęciem szczytu dodatkowo spotkać się mają kanclerz Angela Merkel i prezydent Nicolas Sarkozy, co też trudno uznać za przejaw pewności dotychczasowych uzgodnień. Europejski Bank Centralny podobno ma wspomóc banki dodatkowymi pożyczkami. Podobno państwa grupy G20 miałyby zasilić Międzynarodowy Fundusz Walutowy kwotą 600 mld dolarów, z przeznaczeniem na pomoc Europie. Prawdopodobnie to dzięki tej ostatniej pogłosce, szybko zdementowanej, sesja na Wall Street zakończyła się wzrostem indeksów o 0,2-0,3 proc. Czasu nie marnowały także agencje ratingowe. Standard & Poors umieściła oceny największych europejskich banków na liście obserwacyjnej.
Środowy lekki optymizm amerykańskich inwestorów to już historia. Nie przeniósł się on na parkiety Ameryki Południowej. W Brazylii indeks stracił 1,5 proc., a w Argentynie spadek sięgnął 2,2 proc. Dziś w Azji nastroje były kiepskie. Na tle zniżkujących indeksów podejrzanie wyglądał Shanghai B-Share, rosnący na godzinę przed końcem sesji o 0,9 proc. Na niewielkim plusie był także jeden ze wskaźników parkietu w Shenzen, ale większość chińskich indeksów traciła na wartości. Nikkei spadał o 0,7 proc. Na Tajwanie i w Hong Kongu spadały po 0,7-0,9 proc. Po 1,7-1,8 proc. w dół szły wskaźniki w Singapurze i Indii.
Notowania kontraktów na amerykańskie i europejskie indeksy sugerują neutralny początek handlu na naszym kontynencie.
Źródło: Open Finance