Czy powróci blask „wielkiej płyty”?

Byle szybciej, byle wyżej

Żeby urzeczywistnić założenia planistyczne, na plac budowy należało sprowadzić wysokie i masywne dźwigi. Gdy te nadjeżdżały, w wytwórniach produkowano żelbetowe płyty. Transportowano je stamtąd specjalnymi pojazdami bezpośrednio na miejsce mającego powstać osiedla. Sam proces budowy przypominał składanie domków z betonowych kart.

Nieprzypadkowo skrócony opis technologii „wielkiej płyty” zajmuje raptem kilka zdań. Zgodnie z wytycznymi ówczesnych władz, tak właśnie miało być – szybko i wydajnie, aby obywatele już wkrótce potem mogli podziwiać owoce pracy. Kompletowanie gotowych betonowych płyt zaczerpnięte z zachodniego modernizmu wpisywało się w tą tendencję. Niestety, stawianym w błyskawicznym tempie wieżowcom towarzyszyła niedbałość – od chaotycznych planów rozmieszczenia, podporządkowanych trasom poruszania się dźwigów montujących, po samą jakość wykończeń.

Najstarsze tego typu budynki w Polsce liczą sobie 50 lat. Gdy zdaniem jednych to pełnia życia, inni dostrzegają ich schyłek na horyzoncie. Ułomności pojawiające się już na etapie konstrukcyjnym i długoletnia eksploatacja spowodowały słabnący od kilku lat popyt na mieszkania z wielkiej płyty. Głosy urbanistów przekonują, że problemem jest nie tyle techniczna wytrzymałość budynków, co ich niska atrakcyjność. Oprócz względów estetycznych, nie bez wpływu pozostają narastające w bokowiskach problemy natury społecznej. Przy tej okazji często wymienia się pojęcia: subkultury, przestępczość, patologia, wreszcie wykluczenie.

Ten sam problem towarzyszy rozwiniętym krajom Europy, które blokowiska z wielkiej płyty stawiały jeszcze przed nami. Z problemem przyszło się zmierzyć Niemcom na terenie byłej NRD (berlińskie dzielnice Marzahn – Hellersdorf). Dziś problem z częścią opustoszałych bloków zniknął, bo… zniknęły one same. Te budynki, których nie udało się poddać rewitalizacji, poddano rozbiórce. Na ich miejscu powstaje zupełnie nowa zabudowa. Zatem – bez happy end’u – koniec wielkiej płyty wydaje się nieuchronny.

Chyba że…

Chyba że zamiast dokonywać całkowitej rozbiórki, poddać jej tylko kilka górnych pięter. W ten sposób w Niemczech z dziesięciopiętrowych bloków, na których zagospodarowanie zabrakło środków lub koncepcji pozostają cztero-, pięciopiętrowce. Takie obniżanie kondygnacji podświadomie ma przybliżać charakter budownictwa do domów jednorodzinnych.

A będzie im do nich jeszcze bliżej, gdy po częściowym wyburzeniu nastąpi dobudowa. Brzmi absurdalnie, lecz pozwala stworzyć zupełnie nową jakość. Wzorem francuskim, kilkukondygnacyjne budynki z wielkiej płyty można przebudować tak, by niektóre mieszkania stały się dwupoziomowe. Efekt ten osiąga się dzięki specjalnym dobudówkom do elewacji.

Coraz większą popularnością cieszy się też dodawanie innych elementów: loggi, szklanych wind, zewnętrznych tarasów łączących mieszkania, a balkonów tam, gdzie dotąd ich nie było, co zwiększa atrakcyjność budynków. Tendencja do dobudowywania nowoczesnych, przeszklonych wind zewnętrznych zauważalna jest nawet w czteropiętrowych budynkach. Na tyskim osiedlu „Sosnowe”, projektowanym na bazie istniejących budynków tak skonstruowano wejścia do lokali, że prowadzą przez dachy garaży. To w oczach mieszkańców oznaka oryginalności, a co za tym idzie – prestiżu.

Nieprzejednanych wobec wielkiej płyty, właściciele nieruchomości kuszą względami ekonomicznymi. Istotne opusty cenowe towarzyszą dużym (na przykład 4-pokojowym) mieszkaniom, usytuowanym mniej atrakcyjnie, niż inne lokale.

Tam, gdzie niemożliwa jest ingerencja w obecny kształt budynków, pojawiają się między nimi zupełnie nowe, odmienne architektonicznie zabudowania mające za zadanie zmienić oblicze dotychczas monotonnych osiedli. Pośród nich stają zaś ogrody, towarzyszą im alejki spacerowe, place zabaw, skwery z oczkami wodnymi, gdzieniegdzie pojawiają się nawet niewielkie działki rekreacyjne.

Dość nieśmiało, ale jednak wchodzi na tereny blokowisk sztuka. Na legnickie osiedle Piekary dosłownie wprowadził ją Przemysław Wojcieszek, reżyser przedstawienia „Made in Poland”, które wystawiono właśnie w takiej, niecodziennej scenerii. Fenomen blokowisk zainspirował również Pawła Althamera, który zachęcił sąsiadów z wieżowca przy ul. Krasnobrodzkiej 13 do udziału w projekcie Bródno 2000. Działanie polegające na ułożeniu kształtu liczby 2000 za pomocą zapalanych w mieszkaniach świateł udało się dzięki solidarności i zorganizowaniu mieszkańców. Niekiedy też ogromne, jednolite elewacje popularnych „mrówkowców” pełnią rolę płócien. „Wielka płyta – wielka sztuka” to nazwa inicjatywy władz miasta Krakowa, które zewnętrzne ściany blokowisk chcą uczynić tłem dla twórczości lokalnych artystów.

Rewitalizacja bokowisk w polskim wydaniu najczęściej też sprowadza się do malowania, choć na razie głównie klatek schodowych i elewacji budynków, poddawanych wcześniej termomodernizacji. Ocieplenie i pomalowanie, wspomagane wymianą stolarki okiennej pozwala mieszkańcom na oszczędność dzięki zwiększonej efektywności energetycznej. To właśnie niedostateczne uszczelnianie łączonych płyt było jedną z największych bolączek systemu budownictwa wielkopłytowego. Skutkiem procesu odnawiania, w miejsce szarych, monotonnych brył pojawiają się całe zastępy kolorowych, upstrzonych w geometryczne wzory pastelowych elewacji. Rozwiązanie to dość zachowawcze, lecz stosunkowo niewielkim nakładem sił pozwala – jak wyrażają się mieszkańcy – nie tylko podreperować domowy budżet, ale i polepszyć samopoczucie.

Ważne nie tylko budynki

A z odczuciami mieszkańców liczyć się trzeba, szczególnie w dobie ich masowego odpływu z wielkiej płyty. Migracja młodych rodzin to dla osiedla groźba pogłębiającej się stagnacji. Dlatego zarządcy głowią się jak przywrócić atrakcyjność mieszkania na osiedlu. Stąd galerie sztuki i ogrody na dachu, stąd nowa architektura, stąd powiększanie powierzchni mieszkań ni nadawanie im cech wyjątkowości.

Prócz udogodnień technicznych, nie bez znaczenia pozostaje szereg innych kwestii. Ważne jest:

– współuczestnictwo mieszkańców w rewitalizacji osiedli,

– dostosowywanie osiedla do potrzeb osób niepełnosprawnych,

– tworzenie swoistych enklaw kultury – miejsc stymulujących lokalną tożsamość mieszkańców i zacieśniających więzi społeczne,

– stosowanie proekologicznych rozwiązań, zgodnych z lansowanym zdrowym trybem życia (segregacja śmieci, kolektory słoneczne na dachach, więcej zieleni, używanie mniej uciążliwych dla środowiska materiałów).

Walkę o drugie życie blokowisk złośliwi nazywają architekturą destrukcji. Czy nią będzie? Proces sam w sobie na tyle ciekawy, że wart śledzenia.

Malwina Wrotniak
Bankier.pl