Czy to już koniec zamieszania wokół OFE?

Wojna wokół emerytur ucichła. Wydaje się, że jest to jednak cisza przed burzą. Po pierwsze, problem OFE nie został wcale rozwiązany. Po drugie, zbliżamy się do najgorętszego okresu kampanii wyborczej, której jednym z motywów przewodnich z pewnością będą zagrożone i zbyt niskie emerytury Polaków.

Przeprowadzona w tym roku pseudoreforma systemu emerytalnego kosztowała Polaków wiele niepotrzebnych nerwów, a rządzącą partię kilka punktów procentowych poparcia. Czy cena, jaką przyszło zapłacić za te zmiany, nie była zbyt wysoka? Dla premiera i jego ministrów z pewnością nie. Nie dość, że udało się pieniędzmi z OFE podreperować budżet, to jeszcze poniesione straty w sondażach Platforma odrobiła nawet z nawiązką. 

Czy ktoś tak naprawdę pomyślał o emerytach?

Podstawowe pytanie, jakie nasuwa się, gdy analizujemy zmiany w OFE, brzmi: czy aby na pewno były one podyktowane dobrem obecnych i przyszłych emerytów? Patrząc dziś na system emerytalny w Polsce, jedyne co można o nim powiedzieć to to, że jest skomplikowany i nieefektywny. Obcięcie składki przekazywanej do OFE do 2,3 proc. spowodowało to, że zamiast trzech filarów, mamy właściwie cztery. 

Prosta logika każe wysnuć wniosek, że coś, co składa się z większej liczby elementów, jest po prostu droższe w utrzymaniu. Środki gromadzone w OFE stały się „koszykiem dobra wspólnego”, z którego można podbierać jajka w zależności od potrzeb. A ludzi w potrzebie było przecież wielu: od minister Fedak począwszy, na ministrze Rostowskim skończywszy. Gdzie w tej sytuacji podziali się będący w największej potrzebie emeryci? Dla nich pewnie „koszykiem dobra wspólnego” ma być ZUS, który jak wszyscy wiemy, jest jak czarna dziura. Zasysa wszystko, pozostawiając po sobie jedynie kurz. 

Przeciwnicy OFE, na czele których stoi pani minister Fedak, od dawna utrzymują, że fundusze są zbędnym elementem systemu emerytalnego, który jest drogi w utrzymaniu i nie realizuje swojego podstawowego zadania, jakim miała być możliwość generowania ponadprzeciętnych zysków. Zgoda, rzeczywiście wyniki OFE w ostatniej dekadzie nie były powalające. Nie była to jednak wina samego instrumentu, a systemu zarządzania środkami i niedostosowania przepisów do sytuacji gospodarczej i demograficznej. 

Pierwotne zmiany w systemie zarządzania OFE nie zakładały obcięcia składki, a stworzenie kilku profili, które uwzględniałyby wiek członka funduszu i czas, jaki pozostał mu do momentu przejścia na emeryturę. To pozwalałoby dobierać efektywną strategię inwestowania środków, uwzględniającą na przykład koniunkturalne wahania. Projekt przygotowany przez ministra Boniego nie doczekał niestety nawet przeobrażenia się w ustawę i upadł, zanim na dobre powstał. A szkoda. 

Czy coś zmieniło się na lepsze?

Poza nastrojem kilku ministrów, właściwie nic. Teoretycznie poprawiła się chwilowo sytuacja obecnych emerytów, ponieważ przejęte przez ZUS środki z OFE zostaną przeznaczone na wypłaty bieżących emerytur. Patrząc jednak na system emerytalny w dłuższym terminie, przeprowadzone zmiany wydają się być jedynie „kosmetycznymi”, a przede wszystkim podważają założenia reformy z końca poprzedniego wieku. 

Chodziło przecież o dywersyfikację środków, możliwość generowania ponadprzeciętnych zysków, a przede wszystkim zabezpieczenie emerytur, o których już wtedy było wiadomo, że mogą być zagrożone. To prawda, że konstytucja gwarantuje obywatelom świadczenia emerytalne. Jednak nie mówi nic o ich wysokości. A poważny kryzys systemu emerytalnego może teoretycznie doprowadzić do sytuacji, w której pobierana emerytura będzie równa…zasiłkowi dla bezrobotnych (o ile już tak nie jest). 

Koncepcja emerytury opartej na trzech filarach była i jest dobrym rozwiązaniem. Pod warunkiem jednak, że realizowane byłyby wszelkie inne założenia, będące częścią reformy. A tak, zmieniające się przez lata rządy zdawały się o nich nie pamiętać. 

System emerytalny miał być zasilany wpływami z prywatyzacji. Rząd miał prowadzić aktywne kampanie zachęcające obywateli do inwestowania środków w ramach III filaru. Zmianie miały ulec (i w rezultacie uległy, jednak zbyt późno i nie w takim kształcie jak powinny) zasady zarządzania środkami gromadzonymi w OFE, a przede wszystkim koszty ich zarządzania i wysokość prowizji. Jak jest obecnie? 

Wpływy z prywatyzacji zasilają państwową kasę i przeznaczane są na budowy dróg i autostrad. Rząd zamiast zachęcać ludzi do oszczędzania, robi wszystko żeby trzymali oni swoje oszczędności w skarpecie. 19-procentowy podatek Belki od zysków kapitałowych i 5-procentowa inflacja to argumenty podważające sens odkładania pieniędzy. Choć obwinianie polityków za wysoką inflację jest dla nich nieco krzywdzące. W tym wypadku adresatem pretensji powinna być raczej Rada Polityki Pieniężnej. 

Kampania, wybory i co dalej?

To, że emerytury Polaków staną się pałką w kampanii wyborczej, która w tym roku będzie z pewnością krwawa, jest przesądzone. Warto jednak pamiętać, że wyborcze obietnice są puste jak państwowa kasa. Więc również w kwestii emerytur nie należy wyciągać daleko idących wniosków. Dużo istotniejsze jest to, czy na scenie politycznej zajdą poważniejsze zmiany i, przede wszystkim, jaki nowo wybrana ekipa rządząca będzie miała pomysł na naprawę systemu emerytalnego. 

Opcji będzie pewnie tyle, co partii w parlamencie, albo nawet więcej. Wszystko zależy od tego, czy politycy zdecydują się na otwarcie „puszki Pandory” i zajmą się gruntowną reformą finansów publicznych. Bo to tu tak naprawdę leży podstawowy problem. W innym wypadku podzielimy los Grecji, a przyszłość emerytów, wobec widma bankructwa kraju, nie będzie nikogo interesować. Dla OFE będzie to oznaczało całkowitą ich nacjonalizację i właściwie likwidację tzw. drugiego filaru. A zwolenników takiego rozwiązania na polskiej scenie politycznej nie brakuje. 

Reforma systemu emerytalnego będąca konsekwencją zmian w finansach publicznych jest niezbędna. I same fundusze emerytalne są w tym przypadku sprawą drugorzędną. Choć należy pamiętać, że OFE to miliardy złotych, które mogą bardzo przydać się w łataniu deficytu budżetowego. 

Czynników, które w najbliższym czasie wpłyną na nasze emerytury jest bardzo wiele. Od wyniku wyborów począwszy, poprzez umiejętność polityków osiągania kompromisowych rozwiązań, a skończywszy na sytuacji makroekonomicznej strefy euro i nie tylko. Wniosek, niezależnie od wszystkich czekających nas zmian jest jeden, i to znów niewesoły. Jeśli chcemy mieć pewność, że będziemy mieli z czego żyć na emeryturze, musimy przestać narzekać na państwo i nieudolność polityków. Na pewne rzeczy nie mamy żadnego wpływu. Pozostaje sprawę emerytur potraktować priorytetowo i wziąć ją we własne ręce. I to niezależnie od warunków, jakie dyktuje nam otoczenie. 

Źródło: Bankier.pl