Czy to koniec „dyktatury hossy”?

W ciągu ostatnich kilku sesji indeksy giełdowe po obu stronach Atlantyku zaczęły się bardziej zdecydowanie uginać. Patrząc na tegoroczny wzrostowy dorobek o skali dalece większej niż dyskontowane globalne ożywienie, ten syndrom lęku wysokości nie może dziwić. Nawet takie nieodpowiedzialne sztuczki jak „quantitative easing” serwowany przez FED (skupowanie mniej lub bardziej toksycznych aktywów z rynku za wielomiliardowe kwoty) tracą już powoli swój blask.

Całkiem słusznie powracają zapytania co dalej, gdyż to teraz państwo wzięło na siebie ogromny ciężar, za który i tak przyjdzie wszystkim zapłacić. Tak czy owak, po ponad 7 miesiącach fetowania czas na powrót do normalności.

Indeks Dow Jones Industrial Average w minionym tygodniu na krótko przebijał 10 tys. punktów, co dla niektórych komentatorów stanowiło pretekst do zachwytów. Magia okrągłej liczby nie zadziałała i rynek zaczął się cofać, od pewnego czasu ignorując lepsze od prognoz wyniki kwartalne spółek. Wniosek: w ceny była już wliczona taka porcja ekonomicznych pozytywów, że nie było czego więcej dyskontować, co dało sygnał do redukcji zaangażowania w akcje. Na razie cofnięcie od szczytów nie jest okazałe (w USA, Niemczech i Polsce wynosi około 4-5 proc.). Po tak długotrwałych wzrostach należy oczekiwać kontrataku łapaczy dołków, a ten sport bywa nieraz kontuzjogenny. Z dużym prawdopodobieństwem będzie znacznie taniej.

Twarde dane z różnych gospodarek zdają się to potwierdzać: w ubiegły piątek ujawniono 0,4-proc. spadek brytyjskiego PKB w ostatnim kwartale (w skali rocznej zapaść sięga 5,2 proc.). Z nadziei przerwania pięciokwartałowej serii kurczenia produktu „made in UK” nic nie wyszło, choć ten odczyt próbowano jeszcze zignorować. Silnym katalizatorem wyprzedaży był dopiero fatalny odczyt indeksu zaufania amerykańskich konsumentów. Poprzeczka oczekiwań wisiała na poziomie 53 pkt, podczas gdy realia pokazały niecałe 48 pkt. Ten złowieszczy sygnał już uwzględniono.

WIG20 zdołał na fali ostatnich zakupów zahaczyć o barierę 2400 pkt, a szeroki WIG dotknął 40 tys. Specyfika naszego parkietu polegała trwającej do wczoraj wielkiej ofercie publicznej Polskiej Grupy Energetycznej, która niewątpliwie skusiła kapitał zagraniczny. Redukcja wśród inwestorów indywidualnych może sięgnąć 97 proc. i już widzę te wielkie lewarowane zyski. Konfrontując zachowanie indeksu WIG20 i wskaźników mniejszych spółek, da się rozszyfrować obraną przezeń strategię: do ostatniej chwili „grzano” 5 głównych walorów (PKO, Pekao, TPSA, KGHM, PKN Orlen), by maksymalnie pomnożyć gotówkę przeznaczoną na zakup PGE. Rzeczywiście, szczególnie w drugiej połowie października rósł tylko „WIG5” (nazwa nieformalna i nieco sarkastyczna, acz słuszna), co budziło silne zastrzeżenia odnośnie kondycji całego parkietu. Segment MiŚ opisywany przez mWIG40 i sWIG80 ustanowił swoje roczne rekordy pod koniec sierpnia i już od 2 miesięcy buduje nieprzyjemną konsolidację o wymowie dystrybucyjnej.

Wracając na parkiety zagraniczne, należy odnotować jedną kluczową prawidłowość rządzącą zmianami wycen. Mianowicie wszelkie wahania cen jakichkolwiek aktywów podlegają dyktatowi kursu eurodolara (tzn. pary EUR/USD). Deszcz tanich dolarów rozprzestrzenia się na cały świat, podbijając kursy innych walut, surowców, akcji. Kwitnie na nowo proceder carry-trade, gdyż niski koszt kredytu dolarowego zachęca do poszukiwania wyższych stóp zwrotu przy akceptacji większego ryzyka. Działało to perfekcyjnie przez ostatnie pół roku, kiedy to wszelkie realia ekonomiczne zostały odstawione w kąt, a giełdowe wydarzenia przebywały w jakiejś mydlanej bańce kompletnej izolacji. Oderwały się od fundamentów m. in. ceny ropy i miedzi, a więc surowców strategicznych i kluczowych dla wychodzenia z kryzysu. Ostatnie sesje przynoszą właśnie cofnięcie eurodolara (z okolic 1,5) i równoczesną przecenę akcji oraz surowców. Każde autonomiczne względem realnych procesów gospodarczych pompowanie rynków ma swój smutny koniec w postaci drastycznych przecen. O tym należy pamiętać niezależnie od skali medialnej inwazji głów gadających o hossie i wielkich zyskach.

Połowa ostatniego tygodnia października upływa na przecenach i wyczekiwaniu na kilka ważnych danych. Dziś o 13.30 napłynie z USA wrześniowa dynamika zamówień na dobra trwałe, a półtorej godziny później wolumen sprzedaży nowych domów. Jutro o 13.30 natomiast oddechy zostaną wstrzymane za sprawą amerykańskiej dynamiki PKB za III kwartał. Prognozuje się skok o 3,1 proc. (źródło: fxstreet.com) i zobaczymy ile w tych oczekiwaniach fantazji, a ile realiów. Piątek przyniesie m. in. odczyty: sprzedaży detalicznej w Niemczech, stopy bezrobocia w całym eurolandzie oraz indeksu Chicago PMI. Należy także pamiętać o dzisiejszym posiedzeniu RPP (stopy pozostaną nietknięte) oraz początku publikacji wyników naszych spółek – rozpoczyna go dziś TP SA.

Bartosz Stawiarski

Źródło: Wealth Solutions