Czy w 10 000 godzin zrobisz z siebie geniusza?

W kontekście sukcesów Roberta Kubicy (nawet mimo technicznych niepowodzeń) przypomniano badanie przeprowadzone w latach dziewięćdziesiątych przez psychologa K. Andersa Ericssona. Według nich, aby osiągnąć poziom biegłości odpowiadający klasie światowej w dowolnej dziedzinie, należy zaliczyć dziesięć tysięcy godzin ćwiczeń.

Ericsson poprosił  wykładowców Berlińskiej Akademii Muzycznej o podział studentów – wiolonczelistów na trzy umowne grupy – przyszłych wirtuozów światowej klasy, muzyków dobrych oraz przyszłych nauczycieli muzyki. Kiedy zestawiono potem czas kiedy zaczęli trenować, czas treningu, intensywność, itp. – okazało się, że różni te grupy czas pracy nad własnym rozwojem. Okazało się, że wspomniane powyżej trzy grupy miały podobne czasy ćwiczeń – odpowiednio co najmniej 10.000 godzin praktyki solo na koncie, 4000 godzin oraz przyszli nauczyciele tylko 2000 godzin.

Przy czym – nie było w grupie mistrzowskiej żadnych osób, które miałyby „tylko” 4000 godzin. Nie było też żadnych osób które pracowałyby 10000 godzin, a były tylko na poziomie średnim.  

Jednak wielu ludzi uważa, że to nie może być prawdą. Że talent, geny, iskra Boża etc. Są najważniejsze. Otóż jest lepsza wiadomość  – po pierwsze to jednak działa, po drugie – dziś jest znacznie szybciej i łatwiej. Już ok. 3-5 tys. godzin zupełnie wystarczy, oczywiście zależnie od pola działania.

O tym dlaczego jest łatwiej i szybciej za chwilę, teraz rozstrzygnijmy, czy to w ogóle może działać. Oczywiście, że może i działa – np. w metodzie Callana. Jeśli powtórzysz zdanie wystarczającą liczbę razy – wejdzie do odpowiedniego rodzaju pamięci i będzie stale gotowa do użytku. Około 20 lat temu podobną metodę propagował w Krakowie p. Wilk. Nie pamiętam imienia, jakoś mi się człowiek zagubił, ale do dziś używam jego porównania ze  spotkań informacyjnych. Pytał o najlepszą metodę nauki pływania, wysłuchiwał propozycji, a następnie podawał swoją – przepłyń 10 km. Buntującym się dodawał rady wykonawcze. Stań w płytkim basenie, odepchnij się nogami, machaj rekami jak potrafisz – masz pierwsze 5 metrów. Pierwszą długość basenu (25 metrów) pokonasz w 7-8  etapach. Z czasem „przepływane” kawałki będą dłuższe. Może już pierwszego dnia „przepłyniesz” cały basen stając tylko raz? Potem ćwicz technikę, po 10 kilometrach możesz sobie śmiało powiedzieć, że umiesz pływać. Jeśli użyjesz porad ratownika, będzie to pewnie żabka lub kraul, jeśli nie, będzie to prawdopodobnie jakiś indywidualny styl mieszany – ale skuteczny. Słabszym psychicznie polecam baseny hotelowe – 12 metrów można „przepłynąć” już po pół godzinie.

Pozostaje pytanie jak znaleźć te 10 000 godzin? Jeśli jest to dla mnie ważne zawodowo (chyba, że myślimy o ekspercie hobbystycznym), to raczej powinienem w tym obszarze pracować. Wtedy mówimy bardziej o 5-6 godzinach dziennie (ustawowe 8 godzin to mit – ;-). Jeśli tak, to mamy ok. 30 godzin tygodniowo i 130 miesięcznie x 12 daje około 1500 rocznie. Dwa do trzech lat i jesteś naprawdę dobry. Pod warunkiem, że słowo „poświęcasz” traktujemy naprawdę poważnie. Po kolejnych 2-3 latach jesteś mistrzem w zawodzie.

Dlaczego po 15 latach od badań Ericssona dochodzenie do mistrzostwa jest dziś znacznie łatwiejsze i szybsze?

1. Nauka, technika, technologia i internet spowodowały, że wiedza w wielu obszarach podwaja się coraz szybciej, a stara wiedza odchodzi do lamusa. Nawet w medycynie, gdzie anatomia jest raczej niezmienna, to wyniki coraz doskonalszych badań przewracają co kilka lat wiele technik leczenia. Jeśli ktoś po 3-5 latach nieobecności wraca do medycyny, telekomunikacji, reklamy, rachunkowości, HR, bankowości – może raczej pracować jako historyk branży. Wiedza poszła zbyt daleko.

Wniosek – skoro wiedza zmienia się tak szybko, to 29-latek, po dobrych studiach i z 5-letnią praktyką może być ekspertem bardzo wysokiej klasy. Nie będzie miał jeszcze zbudowanych relacji zawodowych, nie będzie znał zaszłości, nie będzie wiedział kto z kim 10 lat temu…, ale ekspertem merytorycznym może być znakomitym.

2. Start jest łatwiejszy, bo w wielu dziedzinach technologia załatwia za nas umiejętności technologiczne czy nabywane latami doświadczenie. Dziś wystarczy wiedzieć  co zrobić, bo „jak to zrobić” staje się proste. Jazda na nartach, tapetowanie mieszkania, obsługa komputera – dziś nie wymagają specjalnej wiedzy czy wysokich kwalifikacji. Naciskasz i działa. Sprawny licealista znajdzie dziś w necie więcej informacji niż posiada jego zaangażowany w bieżącą pracę ojciec specjalista.

Wniosek – dziś wielu bardzo doświadczonych specjalistów, jeśli osiądą na laurach, może być łatwo zastąpionych przez ludzi młodych, bo dostęp do wiedzy i sprawności zawodowej jest w pełni otwarty dla wszystkich. Do wystartowania wystarczy odwaga – tak jak na nartach czy na desce. Technika znacznie obniżyła próg umiejętności do tego potrzebnych. To tak jak z nartami tradycyjnymi i karvingowymi. W innych sprawach jest podobnie. I coraz częściej słowa „nie umiem” oznaczają – nie odważyłem się zrobić tego po raz pierwszy.

Ericsson miał  rację, twierdząc, że pewna liczba godzin pracy powoduje konkretny sukces. Jednak ludzie dla usprawiedliwienia lenistwa i braku systematycznej pracy wolą sukces osadzać na talencie, genach, etc. Paradoks polega na tym, że dziś, zachowując logikę tamtych badań, ekspertem można zostać dwa lub nawet trzy razy szybciej.

Marek Skała
Źródło: PR News