Czyżby rynki szykowały się na wzrosty?

Po panicznej wyprzedaży akcji w środę za oceanem giełda w Warszawie otworzyła się na poważnych minusach. Słabe otwarcie okazało się jednak dziennym minimum. Rosnące kontrakty na amerykański S&P 500 podnosiły również nasze indeksy. Momentem przełomowym sesji okazała się publikacja pierwszego zestawu danych z USA. Ilość noworejestrowanych bezrobotnych spadła minimalnie bardziej niż oczekiwano do poziomu 461 tys., a dane o inflacji CPI i bazowej okazały się również lepsze od prognoz. Uderzenie popytu spowodowało, że na moment zieleń stała się kolorem dominującym, jednak drugi zestaw danych popsuł nastroje. O 15.15 dowiedzieliśmy się, że produkcja przemysłowa w USA spadła we wrześniu o 2,8%. To najgorszy odczyt od grudnia 1974 roku! Ponadto wykorzystanie potencjału produkcyjnego okazało się najniższe od października 2003 roku. O 16.00 indeksy „dobił” indeks filadelfijski, ale o tym za chwilę. Ostatecznie czwartek zakończyliśmy ponad 3-procentowym spadkiem.

Za oceanem otwarcie okazało się neutralne, jednak publikacja wspomnianego już wcześniej indeksu filadelfijskiego mierzącego aktywność sektora wytwórczego w stanach Pensylwania, New Jersey i Delaware doprowadziła do silnej przeceny. Indeks ten zanotował spadek niewidziany od lat osiemnastu i przyjął wartość – 37,5 pkt. Łącząc tę informację z bardzo słabą produkcją przemysłową można stwierdzić, że prawdopodobieństwo kolejnej obniżki stóp procentowych znacznie się zwiększyło. Eskalacji spadków jednak nie zobaczyliśmy, gdyż pojawił się popyt na przecenione akcje. Z końcem sesji zakupy przybrały na sile i ostatecznie amerykańskie indeksy zanotowały ponad 4-procentowe wzrosty.

Wczoraj ważne spółki opublikowały swoje raporty kwartalne. Citigroup pokazało czwartą z rzędu kwartalną stratę. Okazała się ona jednak mniejsza od oczekiwań. Gorszy od prognoz analityków okazał się wynik Merrill Lynch’a. Straty spółek finansowych powodowały, że sektor ten okazał się niezmiernie słaby. Dynamicznie za to rosły akcje linii lotniczych, gdyż cena baryłki ropy na giełdzie w Nowym Jorku zamknęła się poniżej 70 dol.

Takich poziomów nie widziano od ponad roku. Od swojego szczytu z 11 lipca cena czarnego złota spadła już o 52,5%, czyli wypełniony został recesyjny scenariusz (zwykle załamanie gospodarcze przecenia surowce o połowę). Co ciekawe dynamicznie rosły również spółki sektora energetycznego. Podobnie technologiczny NASDAQ urósł ponad 5%. Tutaj wyróżniało się Yahoo, gdyż odżyły spekulacje nad możliwym przejęciem przez Microsoft. Inne ważne wydarzenia ze spółek to coraz słabsze wyniki firm produkcyjnych. Zyski Nokii spadły o 30,5%, podobnie Harley-Davidson zanotował zniżkę zysku o 37%. Oznacza to, że problemy sektora finansowego rozlewają się na realną strefę gospodarki.

Wczorajsza sesja doprowadziła „indeks strachu” do nowych rekordów. VIX mierzący zmienność miejscami notował wartości przekraczające 80 pkt., podczas gdy jeszcze niedawno 30 pkt. było uważane za ekstremalne wartości. Co godne podkreślenia zmienność już nie jest jednokierunkowa – w dół. Biała świeca przy tak fatalnych danych z gospodarki oraz mieszanych informacjach ze spółek jest oczywistym znakiem, że rynek szuka lokalnego dołka. Całkiem możliwe, że już go znalazł w ubiegły piątek. Również na GPW widać było wczoraj chęć do zakupów. Co prawda naruszony został dołek intraday z piątku, ale gdybyśmy na moment porzucili aptekarską precyzję to w świetle udanej sesja na Wall Street całkiem możliwy jest scenariusz podwójnego dna prowadzącego do tak długo oczekiwanego odbicia.

Po sesji w USA swoje wyniki ogłosiła AMD. Firma co prawda miała stratę, jednak zdecydowanie mniejszą od oczekiwań. Wyniki IBM’a ze wzrostem zysków o 22% były zgodne z prognozami. Firma nie powiedziała nic o swoich szacunkach na przyszły rok, ale celu na ten nie zmieniła. Zyski Google dalej rosną i to bardziej niż myśleli analitycy obawiający się spowolnienia rynku internetowej reklamy. Jeżeli do tego pozytywnego zestawu dodamy informację z Wall Street Journal, że rozmowy o połączeniu GM z Chryslerem przyspieszają przy błogosławieństwu uwaga … banków to może się jak zwykle okazać, że inwestorzy dojdą do wniosku, że wcale nie jest tak źle jak oczekiwali.

Dziś rano rynki azjatyckie trochę z niedowierzaniem patrzą na wczorajszy wzrost w USA. Co prawda Japonia rośnie, ale Australia czy Hong Kong już nie. Myślę, że taka reakcja może być lepsza od hurraoptymizmu kończącego się następnego dnia realizacją zysków. Co ważne stawki procentowe na rynku międzybankowym dalej spadają. Oznacza to, że rynek ten powoli zaczyna działać, co przy spadającym złocie pozwala z optymizmem patrzeć przynajmniej na najbliższą przyszłość.

Łukasz Bugaj
Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi