Dlaczego kibicuję Biedronce?

Na początku stycznia przez media przemknęła wiadomość o tym, że sieć Biedronka planuje uruchomienie własnego systemu płatności mobilnych. Niektórzy podejrzewali, że informacje Wirtualnej Polski są tylko plotką, zwłaszcza, że przedstawiciele Jeronimo Martins odmówili komentowania sensacyjnych doniesień. Dziś wiadomo już oficjalnie – Biedronka poważnie rozważa wprowadzenie m-płatności jeszcze w tym roku.


Sprawa wywołała poruszenie z kilku powodów. Pierwszym z nich jest skala działalności firmy. Biedronka chwali się, że jej sklepy odwiedza niemal trzy czwarte Polaków. W grę wchodzą poważne obroty – w 2012 r. 28 mld zł. Do końca roku Biedronka w kraju będzie miała 2400 placówek, a w 2015 r. już 3000.

Druga kwestia dotyczy podejścia sieci do płatności bezgotówkowych. Do tej pory Biedronka stawiała sprawę jasno – tylko gotówka. Niechęć do kart płatniczych tłumaczyła dbałością o utrzymanie najniższego poziomu cen. Było to zrozumiałe, a klienci dyskontu są gotowi na kompromisy w imię oszczędności. Najwyraźniej jednak uzależnienie od gotówki uwiera handlowców do tego stopnia, że postanowili rzucić rękawicę organizacjom kartowym i sami spróbować szczęścia w nowej dla siebie dziedzinie.

Ominąć kartowych gigantów


Biedronkowe m-płatności mają opierać się na bezpośrednim obciążaniu rachunków bankowych. Takie wnioski można wysnuć z dość skąpych informacji, które opublikowała „Gazeta Wyborcza”. Klient, który zainstaluje na swoim smartfonie specjalną aplikację, będzie w momencie wejścia do sklepu otrzymywał unikalny jednorazowy identyfikator. Identyfikator ten (być może kod paskowy? QR?) trzeba będzie okazać przy kasie, a następnie, prawdopodobnie, potwierdzać się będzie kwotę obciążenia na telefonie. System wymaga łączności pomiędzy smartfonem a serwerem obsługującym transakcje, a Biedronka planuje uruchomić w swoich placówkach hotspoty wifi.

Wciąż niewiele wiadomo o mechanizmach użytych do rozrachunku transakcji. Przedstawiciele Biedronki twierdzą, że nie chcą zmuszać swoich klientów do zakładania przedpłaconych rachunków. Podobno trwają rozmowy z bankami, a sieć planuje pobierać środki bezpośrednio z kont.

Ambitny plan


System płatności mobilnych Biedronki zapowiada się interesująco z co najmniej kilku powodów. Firma wybrała trudny w realizacji model. Najbardziej narzucającym się rozwiązaniem byłyby w tym przypadku płatności mobilne w formule closed loop oparte na przedpłaconym rachunku. Podobny mechanizm z powodzeniem zastosowała np. sieć kawiarni Starbucks. Klienci wpłacają środki do systemu, a transakcje są rozliczane w ciężar ich „rachunków”. Starbucks dzięki temu zachowuje pełną kontrolę nad funkcjonowaniem rozliczeń a dodatkowo korzysta z kredytu – salda na kontach to źródło taniej, niemal darmowej płynności (wyłączywszy koszty zasilenia przedpłaconych kont np. z karty).

Biedronka to jednak nie cieszący się rzeszą oddanych fanów Starbucks. Wrażliwi cenowo klienci zapewne nie chcieliby zamrażać swoich środków na przedpłaconych kontach, nawet w zamian za dodatkowe korzyści (np. rabaty). Dlatego słusznie wybrano inne rozwiązanie. Źródłem pieniądza mają być rachunki bankowe.

Jak od strony technicznej rozwiązać problem finansowania transakcji z kont? Osobiście jestem ciekaw szczegółów. Być może użyte zostanie polecenie zapłaty, a klient Biedronki będzie musiał dać sieci dostęp do swojego rachunku na podobnych zasadach jak w przypadku np. firm telekomunikacyjnych. Takie podejście miałoby parę wad – chociażby ryzyko kredytowe (obciążenie może nie dojść do skutku z powodu braku środków na rachunku) czy nieco skomplikowany proces uruchomienia, który mógłby odstraszyć klientelę. Niekwestionowaną zaletą pozostałyby jednak koszty transakcyjne, minimalne w porównaniu z użyciem karty płatniczej jako źródła finansowania.

Prawie jak MCX


Projekt Biedronki wykazuje kilka podobieństw do inicjatywy MCX rozwijającej się za oceanem. Grupa dużych sieci handlowych próbuje tam własnymi siłami zbudować system płatności mobilnych w zupełności pomijający karty płatnicze. W obydwu przypadkach źródłem pieniądza mają być rachunki bankowe, a jednym z głównych celów przyświecających twórcom m-płatności jest zminimalizowanie kosztów obrotu bezgotówkowego. Wal-Mart i inni amerykańscy handlowi potentaci mają na pieńku z Visą i MasterCardem, nic zatem dziwnego, że poszukują sposobów na ominięcie pośredników.

MCX, w odróżnieniu od m-płatności Biedronki, to projekt otwarty, do którego mogą przystępować kolejni akceptanci. Stanowi to zarówno o sile przedsięwzięcia, które gromadzi podmioty mogące pochwalić się obrotami przekraczającymi bilion dolarów, ale również o jego słabości. Skoordynowanie interesów kilkunastu przedsiębiorstw, często ze sobą konkurujących, może okazać się trudne w praktyce. Organizacje kartowe mają jednak czego się bać, obserwując jednoczących się akceptantów.

Biedronka wskaże drogę innym?


Mobilne płatności Biedronki, jeśli rzeczywiście zadebiutują na rynku, będą fascynującym eksperymentem. Będę trzymał kciuki za powodzenie projektu z kilku powodów:

Biedronka ma przed sobą mnóstwo potencjalnych przeszkód. Z zewnątrz może wydawać się chociażby, że klientela sieci nie jest gotowa na m-płatności. Być może to tylko stereotyp, że z oferty dyskontu korzystają regularnie głównie osoby starsze i mniej zamożne? A może m-płatności to element szerszej strategii wyjścia do bardziej wymagających i zasobnych segmentów rynku? Wkrótce się dowiemy, a ja z niecierpliwością czekam na kolejne doniesienia o projekcie.