„Aby wejść do unii walutowej, trzeba utrzymywać deficyt finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB, a dług publiczny poniżej 60 proc. PKB. Poza tym inflacja nie może przekraczać o więcej niż 1,5 pkt proc. średniego wskaźnika inflacji z trzech krajów Unii Europejskiej o najbardziej stabilnych cenach, podobnie długoterminowa stopa procentowa nie może być wyższa o więcej niż 2 pkt proc. od średniej w tych samych krajach. Poza tym należy jeszcze dostosować prawo do wymogów unijnych, czyli w naszym przypadku chociażby zmienić konstytucję.” – czytamy w „Rzeczpospolitej”.
„Ekonomiści są zgodni, że przynajmniej jednego z nich – deficytu sektora finansów publicznych – w tym roku już się nie uda utrzymać. „ – pisze gazeta.” Minister finansów Jacek Rostowski jest zdeterminowany, aby utrzymać deficyt w ryzach, ale w obecnej rzeczywistości może się to okazać trudne”– mówi w dzienniku Piotr Kalisz, główny ekonomista Citi Handlowego.
„Zdaniem Krzysztofa Rybińskiego wzrost deficytu finansów publicznych jest nie do uniknięcia. – Rząd za wszelką cenę powinien utrzymywać wysoki wzrost gospodarczy. Jeżeli uda się to pogodzić z trzymaniem deficytu w ryzach, to bardzo dobrze, ale jeśli globalny wzrost tak bardzo spowolni, że te cele okażą się sprzeczne, trzeba postawić na podtrzymywanie polskiej gospodarki.” – informuje gazeta.
Wygląda na to, że oddala się rok 2012 jako ten, w którym Polska miałaby przystąpić do strefy euro. To jednak nie może dziwić zwłaszcza, że od początku niewiele osób brało zapowiedzi Donalda Tuska serio. Dziś próżno szukać ekspertów, którzy by uważali, że wprowadzenie euro w roku 2012 jest realne. W ten scenariusz wierzy już chyba tylko sam Donald Tusk, choć to też wątpliwe.
Więcej w „Rzeczpospolitej”, w artykule „Euro dopiero w 2014 roku?”, autorstwa Elżbiety Glapiak
G.M.