„Dobre” wyniki amerykańskich spółek już nie wystarczą?

W piątek w USA najważniejszy był publikowany przed sesją raport kwartalny JP Morgan i raport Intela (publikowany po czwartkowej sesji) oraz dane makro. Spójrzmy jednak wpierw na dane, które przy odrobinie dobre woli mogły być uznane za niezłe. Tyle, że tej dobre woli zabrakło, bo nastroje się zmieniły.

Inflacja CPI wzrosła w grudniu o 0,1 proc. m/m (2,7 proc. r/r). Inflacja bazowa też wzrosła o 0,1 proc. Inwestorzy od dłuższego już czasu boją się wzrostu inflacji, więc te dane nieco ich pocieszyły. Raport o dynamice produkcji w USA nie zaskoczył. Wzrosła w grudniu o 0,6 procent, ale tylko dzięki wzrostowi produkcji firm dostarczających energię (pomagała im surowa zima). Wzrósł też mocniej niż oczekiwano indeks NY Empire State (z 2,55 na 15,92 proc.). Jednak wstępny odczyt indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan nie ucieszył graczy. Owszem, indeks wzrósł, ale jedynie kosmetycznie (z 72,5 do 72,8 pkt.).

Zachowanie rynku akcji było najbardziej interesujące. Publikowany po czwartkowej sesji naprawdę niezły raport Intela nie pomógł akcjom spółki – taniały dobrze ponad dwa procent. Takie zachowanie Intela pociągnęło w dół cały sektor produkcji układów scalonych. Raport kwartalny JP Morgan, uznawanego za jeden z najsilniejszych amerykańskich banków, był też lepszy od oczekiwań, jeśli spojrzało się na zysk (oczekiwano 61 centów na akcję a było 74 centy), ale inne elementy raportu inwestorom się nie spodobały. Szczególnie nie spodobało się to, że przychody były mniejsze, a zysk był wypracowany na działalności inwestycyjnej, co przecież za chwilę może się zamienić w stratę. Taniejące akcje doprowadziły do przeceny w całym sektorze bankowym.

Jak widać te raporty mogły być uznana za doskonałe, a jednak pojawiła się przemożna chęć realizacji zysków. Godzinę przed końcem sesji byki zaatakowały, bo przecież przekonanie, że trzeba kupować na każdym spadku jeszcze ma się dobrze. Udało się zredukować skalę spadków do jednego procenta, ale wymowa sesji się nie zmieniła. Skoro rynek tak zareagował to wzrosło prawdopodobieństwo korekty. Jestem jednak dosyć ostrożny, bo czasem rynek tak właśnie reaguje, a potem nagle nastrój się zmienia. Poza tym w poniedziałek nie ma w USA sesji (Dzień Martina Lutera Kinga), co znacznie zwiększyło ostrożność graczy. Potrzebne jest potwierdzenie po publikacji raportów w następnym tygodniu.

GPW pokazała na początku piątkowej sesji niesamowitą słabość. WIG20 nie tylko nie rósł, ale nawet nieco tracił. Było to tak nieracjonalne zachowanie (jeśli patrzyło się na inne giełdy), że długo trwać nie mogło. Nic więc dziwnego, że już po pół godzinie WIG20 zabarwił się na zielono, ale chęć do kupna akcji była niewielka, więc po tym wyskoku indeks zaczął się osuwać. Po dwóch godzinach niewiele już z tego wzrostu zostało, a przed południem indeks barwił się już na czerwono. Raport publikowany przez JP Morgan tylko na chwilę polepszył nastroje. Nasz rynek jednak nie zanurzył się w morzu czerwieni tak jak to zrobiły inne indeksy w Europie. Bardzo rozsądnie czekaliśmy na publikacje danych makro w USA. One też niewiele zmieniły, a fixing podciągnął WIG20. Takie neutralne zachowanie można było uznać za wejście rynku w fazę wyczekiwania.    

Piotr Kuczyński

Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi