Dolar poniżej 1,40 za euro

Obawy o sytuację w Grecji i Portugalii oraz o brytyjski sektor bankowy sprawiły, że za euro płacono wczoraj 1,39 dolara. Bezpieczeństwo jest w cenie. 

Poranne przemówienie Baracka Obamy przeszło raczej bez echa wśród inwestorów walutowych. Ważniejsze było wczoraj to, co dzieje się w Grecji, a jak wszyscy wiedzą – nie jest tam dobrze. Rośnie koszt instrumentów zabezpieczających przed niewypłacalnością kraju, spada cena niedawno wyemitowanych greckich obligacji, co sprawia, że oprocentowanie wynosi już 7,04 procent.

Wszystko dlatego, że inwestorzy boją się rozprzestrzenienia problemów z deficytem na tamtejsze  banki i spółki z sektora użyteczności publicznej, które z reguły postrzegane są jako bezpieczne aktywa. Mówi się także, że Portugalia będzie musiała coś zrobić ze swoimi finansami – wczoraj agencja Moody’s powiedziała, że potrzebne są nowe poprawki do budżetu na 2010 r., w innym przypadku rating kraju może zostać obniżony.

Euro było więc pod presją podaży. Na dodatek inna agencja ratingowa S&P powiedziała wczoraj, że tamtejszy sektor bankowy nie należy już do grona „najbardziej stabilnych i najmniej ryzykownych na świecie”. Wyraźnie tracił brytyjski funt, kurs spadł do poziomu 1,61.

Negatywne wiadomości skupiające się głównie na Starym Kontynencie osłabiły euro, na czym skorzystał dolar. Kurs EUR/USD znalazł się wczoraj najniżej od połowy lipca 2009 r. i przebił bardzo ważny poziom 1,4 dochodząc do 1,3970.

Sytuacja na złotym rozwijała się podobnie jak w ostatnich dniach: nasza waluta dobrze radziła sobie z euro, słabo z mocnym na całym świecie z dolarem. Na pewno pomagały dane o PKB za cały 2009 r. – tempo wzrostu wyniosło 1,7 proc., kosmetycznie lepiej od średniej prognoz analityków.

Końcówka tygodnia z pewnością będzie należeć do amerykańskiej waluty, co może przenieść się na słabość złotego. Kluczowe dziś będą dane o tempie wzrostu gospodarki USA w IV kw. minionego roku.

Paweł Satalecki

Źródło: Finamo