Szybka i mocna korekta na parze EUR/USD sprawiła, że kurs oparł się właśnie na linii 7-miesięcznego trendu wzrostowego. Zejście niżej oznacza kłopoty dla euro i złotego.
Wczorajsza sesja była kolejną podczas której inwestorzy z lubością kupowali amerykańską walutę. Eurodolar spadł do poziomu 1,4692 opierając się (czy nawet minimalnie przebijając) bardzo ważne wsparcie jakim jest linia trendu wzrostowego trwająca od marca tego roku. Zejście poniżej tej granicy, podobnie jak w przypadku indeksów giełdowych które są w bliźniaczej sytuacji, będzie oznaczać dalsze umocnienie się „zielonego” względem innych walut.
Obecną sytuację można rozpatrywać dwojako. Po pierwsze inwestorzy wykorzystali niezdecydowanie przy szczytach na poziomie 1,5 dol. za euro i odwrócili tam swoje pozycje, grając na spadki. Taka korekta jest naturalna, nie raz miała już miejsce w obecnym trendzie. Po drugiej jednak wzmaga się presja na silniejszego dolara. Do wcześniejszych głosów m.in. EBC, doszła presji ze strony Norwegii, która jako kolejny kraj, a pierwszy w Europie, podniosła stopy procentowe. Przynależność do Starego Kontynentu ma tu mniejsze znaczenie – ważniejsze jest, że rośnie liczba krajów patrzących już nie w kryzys, a w przyszłość.
To z kolei z pewnością daje do myślenia amerykańskiemu Fed, który jeśli podniósłby stopy od razu wzmocniłby tym walutę. Część inwestorów może już teraz wyprzedzać te wydarzenia. Jednak potwierdzeniem bardziej fundamentalnego, drugiego scenariusza, byłoby przełamania wspomnianej linii przez kurs EUR/USD. Podczas ponad 7-miesięcznych wzrostów para ta już 4 krotnie odbijała się od tego wsparcia, gdy wydawało się już, że dolar jednak zyska siły na dłuższy czas.
Kluczowe mogą być w tym momencie dzisiejsze dane o PKB w USA za III kwartał. Negatywna niespodzianka zwiększyłaby gwałtownie presję na mocniejszego dolara.
W takiej oto międzynarodowej sytuacji znalazł się złoty, który nie ma innego wyjścia jak tracić na wartości: spada kurs euro, a rynek nie jest zainteresowany póki co „pompowaniem” w górę naszej waluty. Na szczęście górne poziomy oporów nie zostały jeszcze przebite, tzn. dolar nie przełamał 3 zł, a euro 4,3 złotych. Kluczowa jest tu jednak główna para walutowa i na nic zdadzą się podnoszone prognozy PKB dla Polski przez Bank Światowy, Bank of America czy inne instytucje. Do dobrego rynek szybko się przyzwyczaja, a to, że Polska będzie rosła szybko wiadomo już nie od dziś. Pozostaje także problem budżetu, który cały czas jest tak naprawdę wielką niewiadomą.
Z drugiej strony – patrząc na całą obecną sytuację – może być to niezła okazja do zarobku dla inwestorów walutowych. Zasady są bowiem dosyć jasne – albo linia trendu będzie przebita, warto wtedy kupować dolara, albo znów euro wyjdzie obronną ręką i w najbliższym tygodniu będzie można obstawiać wzrost jego kursu a także surowców, przede wszystkim ropy.
Paweł Satalecki
Źródło: Finamo