Dolarowy prysznic na złote głowy

Złoto jest „bezpieczną przystanią” dla kapitału. Szczególnie w niepewnych czasach. Skoro jego cena spadła w piątek aż o 4,7 proc., można sądzić, że niepewność na rynkach mamy już za sobą. Ale oczywiście nikt w to nie wierzy.

Największe tąpnięcie notowań złota od 1 grudnia ubiegłego roku „zafundował” nam gwałtownie umacniający się dolar. Ten zaś swą siłę zawdzięcza rewelacyjnym, niemal niewiarygodnie dobrym danym z amerykańskiego rynku pracy, gdzie spadek liczby etatów był kilkunastokrotnie mniejszy, niż się spodziewano, a stopa bezrobocia nieoczekiwanie zmniejszyła się do 10 proc. Trudno uwierzyć, że bezrobocie, czyli największy problem nie tylko amerykańskiej gospodarki, tak szybko i radykalnie zniknął. Oczywiście nie zniknął i trudno tu mówić nawet o pierwszej jaskółce wiosny za oceanem. Ale dane te uzmysłowiły inwestorom, że pora łatwego, niemal darmowego pieniądza może skończyć się szybciej, niż się tego spodziewali. Przecież od poprawy sytuacji na rynku pracy Fed uzależniał niedawno ewentualność zmiany swej polityki pieniężnej.

Co to oznacza? Oczywiście perspektywę umocnienia się dolara, a przynajmniej powstrzymania jego deprecjacji. To zaś minus dla cen surowców, w tym złota. To także nie najlepsza perspektywa dla rynków akcji. Rosnące stopy procentowe to największy wróg giełdowych indeksów. Bańka na rynku akcji, nawet jeśli nie jest bańką – jak twierdzi część coraz bardziej nielicznych obserwatorów – wkrótce może się skończyć. Wówczas spodziewana od dawna korekta wreszcie się na giełdach pojawi, a mając tak poważne uzasadnienie, może przybrać rozmiary naprawdę solidne.

Co można wyczytać z piątkowej reakcji rynków na dane o spadku bezrobocia i na informację o tym, że miejsc pracy przestaje ubywać? Pod pozorami logiki kryją się oznaki nadchodzącej schizofrenii. Amerykańska waluta zachowała się – wbrew zdziwieniu części komentatorów – bardzo logicznie i wręcz klasycznie. Ale według „klasycznej” klasyki ekonomii, a nie new age economy. Ta ostatnia zakłada, że im gorzej w gospodarce, tym słabszy dolar. A giełdy, szczególnie te bardziej egzotyczne, idą tym samym w górę dzięki pompującemu bańki mechanizmowi dolar carry trade. W piątek, choć to jeszcze nie była Wigilia, dolar przemówił ludzkim głosem. Spadające bezrobocie oznacza poprawę w gospodarce lub przynajmniej jej zapowiedź (to wyjaśnienie dla zwolenników new age), nawet jeśli to tylko chwilowy przebłysk. Poprawa w gospodarce i spadek zagrożenia bezrobociem to perspektywa wyższych (od zera) stóp procentowych. Mocniejszy dolar to tańsze złoto, ropa, miedź. A co z giełdą? Schizofrenia. Poprawa w gospodarce to teoretycznie wzrosty na rynkach akcji. Ale z drugiej strony rosnące stopy to dla giełd zły okres. Taniejąca miedź i ropa to gorsze czasy dla spółek surowcowych, a więc kolejny punkt dla niedźwiedzi. Jestem gotów założyć się, że czeka nas okres schizofrenicznych reakcji, typu „im lepiej, tym gorzej”. Im lepiej w gospodarce, tym gorzej na giełdach, im gorsze wieści, tym indeksy bardziej w górę. Taki sam, tylko „odwrotny” scenariusz rynki już przerabiały, i to stosunkowo niedawno. I również najsilniej reagowały na dane o bezrobociu. Im dane były gorsze, tym giełdy bardziej się cieszyły. I miały rację. Cena czyni cuda. Darmowy pieniądz jeszcze większe. Żadna poprawa w gospodarce nie była potrzebna do wzrostu indeksów o skromne 30-40 proc. na rynkach rozwiniętych i nieco mniej skromne 100-150 proc. w przypadku miedzi, ropy, chińskich akcji itp.

Wróćmy do złotej, bezpiecznej przystani w niespokojnych czasach. Z zastrzeżeniem, że mówimy tu o dość krótkim horyzoncie i zmienności notowań, jako mierze ryzyka inwestycyjnego. W ciągu ostatnich 22 miesięcy, które z całą pewnością można potraktować jako okres bardzo niepewny i niespokojny, mieliśmy 15 dni, w trakcie których ceny złota spadały po ponad 3 proc. Dni z podobną skalą wzrostów mieliśmy dziesięć. Takie „porcje” dni z tak dużą zmiennością w „normalnych czasach” starczały na dziesięć lat. Największy w ciągu ostatnich dwóch lat dzienny spadek wyniósł 5,9 proc. (22 października ubiegłego roku), największy wzrost to 10,6 proc. (17 września 2008 r.). Wahania indeksów giełdowych to przy tym oaza spokoju.

Złoto to świetny obiekt dla inwestycji. Tylko bez mitów proszę. Tak samo świetny, jak większość innych. Trzeba go tylko rozumieć, trafić na właściwy czas i pilnować, jak portfela w zatłoczonym tramwaju. Bo chwila nieuwagi może sporo kosztować.

Źródło: Gold Finance