Drugie dno recesji w USA

Wskaźniki wyprzedzające koniunkturę sugerują, że drugie dno recesji w USA jest coraz bardziej prawdopodobnym scenariuszem. Jeszcze zbyt wcześnie, by głosić powtórkę z lat 30 ubiegłego wieku, choć nie da się ukryć, że Stany Zjednoczone wkraczają w decydującą fazę.

Giełdowe indeksy na początku czerwca 2010 r. znalazły się na najniższych poziomach od początku roku, inwestorzy uciekali od euro i większości walut rynków wschodzących kupując złoto i amerykańskie obligacje. Problemy strefy euro, przed którymi analitycy przestrzegali jeszcze pod koniec 2009 r., stały się tematem przewodnim nie tylko wśród finansistów. Przedarły się one na pierwsze strony gazet i co ważniejsze, wymusiły na rządach większości państw strefy euro podjęcie niewygodnych reform, które odkładano przez wiele lat. Zdania ekonomistów, co do przyszłości amerykańskiej gospodarki zaczynają się polaryzować: z jednej strony mamy analityków rynków akcji, którzy prognozują dalszą poprawę wyników spółek oraz wzrosty giełdowych indeksów, z drugiej strony makroekonomiści coraz większe szanse przypisują scenariuszowi recesji z podwójnym dnem.

Wycofywanie programów stymulacyjnych przez banki centralne i rządy najbardziej rozwiniętych gospodarczo państw nieuchronnie przybliża nas do momentu, w którym albo konsumenci i firmy na trwałe wrócą do kondycji sprzed kryzysu, albo konieczne będzie uruchomienie kolejnych nadzwyczajnych inicjatyw sztucznie pobudzających gospodarki na koszt podatników. Strach sprzedaje się w mediach lepiej niż cokolwiek innego, o czym ostatnio mogliśmy przekonać się nader często. Postaram się więc nadmiernie nie dramatyzować, chociaż po przeanalizowaniu różnych wskaźników wyprzedzających koniunkturę w USA na obecnym etapie podpisuję się pod tezą, że zakończenie 2010 r. oraz rok 2011 przyniosą rozczarowanie i dane gorsze od prognoz większość ekspertów.

W ciągu minionego roku od wielomiesięcznych dołków, dzięki zaangażowaniu państwa, odbiły się m.in. sprzedaż detaliczna, aktywność na rynku nieruchomości i motoryzacyjnym oraz bezrobocie. Ostatnie dane pokazują, że pozytywne efekty zaczynają wygasać.

Wskaźniki wyprzedzające koniunktury

Indeks Conference Board wyprzedzający koniunkturę w gospodarce (Leading Economic Indicator) spadł w kwietniu pierwszy raz od marca 2009 r.

Ceny surowców przemysłowych i energetycznych spadły po kilkanaście procent od tegorocznych szczytów. Po części wynikało to z ucieczki inwestorów od ryzykownych aktywów w kwietniu i maju, ale nie bez znaczenia są wysokie zapasy czekające na kupców. Baryłka ropy kosztowała na początku kwietnia 87 USD, pod koniec maja można było ją kupić o 20 USD taniej, co warte jest uwagi ze względu na dużą sezonowość cen ropy (w okresie wakacyjnym przypada szczyt zapotrzebowania na paliwa), która w tym roku ustąpiła miejsca innym czynnikom.

Co ciekawe, indeks Baltic Dry, który uznaje się za jeden z bardziej odpornych na manipulację wskaźników wyprzedzających globalną koniunkturę rósł mocno od początku kwietnia do połowy maja (z ok. 3000 pkt. do 4200 pkt) sugerując, że na świecie kwitnie obrót towarami. Potwierdziły to zaskakująco dobre dane z Chin mówiące o wzroście eksportu w maju o 48 proc. r/r. Obecnie Baltic Dry znowu spada (9 czerwca osiągnął poziom 3514 pkt.).

Wykres 1. Baltic Dry Index

Źródło: Wikinvest.com

Rynek pracy

Stopa bezrobocia w USA spadła w maju do poziomu 9,7 proc., ale nowe miejsca pracy powstawały przede wszystkim w sektorze publicznym. Firmy, które w przeciwieństwie do urzędników w długim okresie generują wartość dodaną, stworzyły tylko 41 tys. spośród 431 tys. nowych miejsc pracy. 95 proc. nowozatrudnionych pomaga przy przeprowadzanym co dziesięć lat spisie powszechnym i po kilku tygodniach prawdopodobnie straci tymczasowe posady i może wypaść z rynku pracy.
Liczba nowych wniosków o zasiłki dla bezrobotnych od początku roku spada, ale w ostatnich tygodniach w coraz mniejszym stopniu. Do spadku oficjalnej stopy bezrobocia przyczyniają się korekty demograficzne oraz wydłużanie o kilkanaście miesięcy wsparcia dla osób bez pracy w kilku stanach o najwyższym bezrobociu.

Konsumenci

Wzrost sprzedaży detalicznej na początku 2010 r. generowała głównie branża motoryzacyjna korzystająca z restrukturyzacji największych koncernów na koszt podatników. W dłuższej perspektywie proces odlewarowywania (ograniczania zadłużenia na kartach kredytowych, spłata kredytów hipotecznych, których wartość przekracza wartość nieruchomości oraz pożyczek studenckich, o których ostatnio coraz głośniej w amerykańskich mediach) przez gospodarstwa domowe nie został zakończony. Nowe miejsca pracy powstają w gałęziach gospodarki oferujących niższe wynagrodzenia, co dla milionów Amerykanów oznacza zmianę stylu życia. Z ankiety przeprowadzonej na początku czerwca przez Instytut Gallopa zatytułowanej „Postrzegane zagrożenia dla przyszłego dobrobytu USA” wynika, że taki sam odsetek respondentów obawia się terroryzmu, co zadłużenia rządu (po 40 proc.). Na trzecim miejscu znalazły się koszty opieki zdrowotnej (37 proc.).
 
Rynek nieruchomości

Wygaśnięcie w kwietniu ulgi podatkowej dla kupujących po raz pierwszy nieruchomość będzie prawdziwym testem dla rynku nieruchomości. Ze względu na specyfikę tego rynku o wynikach sprawdzianu przekonamy się dopiero po kilku miesiącach. Dane o wnioskach o kredyty hipoteczne nie napawają jednak optymizmem i potwierdzają, że rządowe wsparcie nie było niczym innym, jak podkradnięciem popytu z przyszłych okresów. W pierwszym tygodniu czerwca Amerykanie złożyli wnioski o kredyty hipoteczne o wartości o 12 proc. niższej niż tydzień wcześniej. Przypomnijmy, że dzięki rekordowo niskim stopom procentowym kredyt na 30 lat jest oprocentowany na ok. 5 proc., co w porównaniu z historycznym kosztem finansowania i po uwzględnieniu spadków cen domów nawet o jedną trzecią od szczytów, stwarza kupującym warunki, o których przez ostatnie kilka lat mogli jedynie pomarzyć. Mimo to popytu nie widać: wartość refinansowanych kredytów w ostatnim raporcie MBA spadła o 13 proc. w porównaniu z poprzednim tygodniem, a nowych kredytów na zakup domu było o 5,7 proc. mniej niż przed tygodniem i jednocześnie najmniej od lutego 1997 r.

Banki znajdują się w fazie czyszczenia bilansów ze złych kredytów i chociaż z danych agencji Realty Trac wynika, że w maju liczba nowych postępowań komorniczych była o 3 proc. niższa niż przed miesiącem (ok. 323 tys. nieruchomości), trudno uznać to za istotną poprawę. Tylko w maju banki przejęły od kredytobiorców 94 tys. nieruchomości, co było o 44 proc. wyższą liczbą niż przed rokiem. O ile w scenariusz drugiego dna w całej gospodarce wierzy obecnie zdecydowana mniejszość ekonomistów, to drugie dno na rynku nieruchomości znacznie częściej uznaje się za scenariusz bazowy.

PKB

W I kw. 2010 r. wzrósł w USA o 3 proc. w ujęciu annualizowanym. Przed rokiem, w I kw. 2009 r. wzrost wyniósł 4,9 proc. Silny dolar znacząco zmniejszy wkład eksportu w PKB w najbliższych miesiącach, swoje odejmie również niższy popyt ze strefy euro i Chin, które z różnych powodów mają nikłe szanse na przyspieszenie w drugiej połowie 2010 r. Powoli kończy się proces uzupełniania zapasów przez firmy, który od roku pozytywnie wpływał na dynamikę PKB.

Szybki przegląd głównych wskaźników siły amerykańskiej gospodarki niekoniecznie potwierdza tezę o zagrożeniu powrotu recesji w USA. Tyle tylko, że obecnie znajdujemy się w punkcie zwrotnym i w dalszym ciągu na wielu płaszczyznach działają nadzwyczajne instrumenty, które w najbliższych miesiącach będą z coraz mniejszymi skutkami zastępować słabych konsumentów i firmy. W powojennej historii USA tzw. recesja z podwójnym dnem nie wystąpiła ani razu – po początkowych trzech-czterech wzrostowych kwartałach PKB następujących po recesji, gospodarka nigdy nie zaczynała natychmiast gwałtownie hamować. Siłą rozpędu amerykańska gospodarka może rosnąć w tempie ok. 3 proc. do końca 2010 r. Trudno jednak wykluczyć zdecydowane hamowanie w 2011 r., jeśli w życie zaczną wchodzić wyższe podatki mające pokryć olbrzymie zadłużenie rządu i lokalnych jednostek administracyjnych, banki nadal nie będą miały komu udzielać kredytów (surowsze wymogi po reformie), a za granicą masowe oszczędności (Europa) i wyższe stopy procentowe (Chiny, Brazylia) zaczną przekładać się na konkretne decyzje konsumentów i firm.

Źródło: Open Finance