Duża zmienność nastrojów na rynku akcji

Analizując kalendarium makro w Stanach, można było odnieść wrażenie, że zapowiada się spokojny tydzień na rynku akcji, a powolne wzrosty na S&P500 mogą przerodzić się w najgorszym wypadku w krótkoterminowy trend boczny, którego „wsparciem” i, jak się okazało, „oporem” będzie poziom 1 300 pkt. Faktycznie dane makro zostały „zignorowane”, a determinantem decyzji inwestorów były wydarzenia i informacje napływające z zewnątrz.

Będąc przy danych makro, warto jednak odnotować, że wzrosła tygodniowa ilość nowo zarejestrowanych bezrobotnych (397 tys. – prognoza 376 tys.). Wzrosła również średnia czterotygodniowa. Biorąc pod uwagę, że wcześniejsze dane z tego rynku z tygodnia na tydzień były lepsze, jednorazowa zmiana niepokoić nie powinna. Jednak ogólna sytuacja na rynkach światowych wpłynęła na to, że dane z rynku pracy wykorzystane zostały do pogłębienia korekty podczas czwartkowej sesji. W piątek natomiast dowiedzieliśmy się, jak kształtowała się sprzedaż detaliczna w miesiącu lutym. Ta najistotniejsza, bez sprzedaży samochodów, wzrosła zgodnie z konsensusem rynkowym o 0,7%.

Wspomniane czynniki zewnętrzne to cały czas napięta sytuacja w Libii (jednak, patrząc chociażby na ceny ropy, widać, że inwestorzy powoli przyzwyczajają się do panującej tam sytuacji). Kolejne informacje to obniżony rating Grecji i Hiszpanii. Małe przypomnienie, że temat długu krajów europejskich nie jest tematem zamkniętym.

Dopełnieniem całości okazała się niepewna sytuacja geopolityczna w Arabii Saudyjskiej i nagłe trzęsienie ziemi w Japonii, które wydawało się, że doprowadzi do prawdziwego „tsunami” na giełdach światowych. Co dziwne, nie doprowadziło. Faktycznie, awersja do ryzyka, biorąc pod uwagę opisywane wydarzenia, była zauważalna, lecz mimo wybicia na S&P500 1 300 pkt. dołem nie przesądza niczego. Jedna udana sesja może wpłynąć na zmianę nastrojów. Wyraźniejsze zejście poniżej wspomnianego poziomu, może jednak potwierdzić sygnał sprzedaży i doprowadzić do wyraźniejszej korekty.

 

Konrad Widuliński

 

Polska i Europejskie Rynki Wschodzące


WIG20 dotknął górnego ograniczenia krótkoterminowego kanału wzrostowego na poziomie 2820 pkt. Po nieudanej próbie wybycia indeksu górą sprzedający przechylili szalkę na swoją korzyść i do końca tygodnia wyznaczali kierunek spadkowy dla głównego warszawskiego indeksu.

W tym tygodniu swoje wyniki za 4. kw. 2010 ujawniły dwa największe banki, tj. PKO BP oraz Pekao S.A. Pierwszy zaskoczył pozytywnie, ponieważ pobił oczekiwania analityków na poziomie netto o 4% (868 mln PLN vs 835 mln PLN). Dwa dni później, swoje wyniki opublikował Pekao S.A. W tym przypadku wyniki okazały się 4% poniżej oczekiwań rynku (644 mln PLN vs 669 mln PLN). W przypadku obu banków rynek oczekiwał dobrych wyników ich kursy rosły przed publikacją rezultatów za 4. kw., a po ich publikacji doszło do klasycznej realizacji zysków.

Podobny scenariusz został rozegrany przez inwestorów giełdowych w przypadku KGHM. Po publikacji wyników spółka straciła w ciągu pięciu dni prawie 10%. Dodatkowo, spadki napędzały informacje dot. zapasów miedzi w Londynie, Nowym Jorku i Shanghaju, które wzrosły do największego poziomu od lipca 2010 i wyniosły 660 tys. ton.

Z sektora surowcowego – który tak naprawdę wyznacza kierunek dla warszawskiego parkietu przez ostatnie miesiące – na drugi plan wysunął się Lotos, po publikacji informacji, że MSP po raz kolejny przesunęło termin składania ofert na kupno 53,2%, tym razem z 18 marca na 29 kwietnia. Tym samym wątpliwe jest, aby w tym roku udało się zakończyć prywatyzację Lotosu. W konsekwencji akcje spadły w ciągu jednej sesji o 3%.

W krótkim terminie niewykluczone, że WIG20 może zejść po poziomu 2720. Natomiast maksymalny zasięg korekty przewidujemy do poziomu 2650.

 

Michał Guzik

 

Europa Zachodnia


Długo oczekiwana korekta na rynkach Starego Kontynentu stała się faktem. Główne zachodnioeuropejskie indeksy w ujęciu tygodniowym zgodnie wylądowały na minusach, osiągając najniższy poziom w tym roku.

Pretekstem do realizacji zysków były bez wątpienia kolejne niepokojące wieści z zagrożonych fiskalnie krajów grupy PIIGS. Obniżenie odpowiednio przez agencję Fitch i Moody’s ratingu Grecji i Hiszpanii – w obu przypadkach z perspektywą negatywną – na pewno nie pomoże tym krajom w obsłudze zadłużenia. Rekordowe rentowności greckich obligacji 10-letnich na poziomie prawie 13% nie napawają optymizmem. Marnym pocieszeniem była udana aukcja portugalskiego długu, za którą Lizbona musiała zapłacić wyższą rentownością. Tajemnicą poliszynela jest fakt, iż w najbliższych miesiącach do europejskiej sakiewki po pomoc może sięgnąć nawet Hiszpania. Jedyną szansą na poprawę sytuacji jest systemowa naprawa finansów publicznych i redukcja deficytów chorych fiskalnie państw strefy euro. Innego wyjścia po prostu nie ma.

Gorsze informacje wymienione powyżej w połączeniu z nienajlepszym sentymentem globalnym spowodowały realizację zysków na wszystkich praktycznie europejskich rynkach, jednakże obserwowana korekta nie jest niczym złym – po kilku tygodniach wzrostów jest wręcz zjawiskiem pożądanym i oczekiwanym. Po powrocie wyceny fundamentalnej spółek do bardziej racjonalnych poziomów możemy być świadkami powrotu do wzrostów w najbliższych tygodniach, co będzie potwierdzeniem długoterminowego trendu wzrostowego.

 

Piotr Trzeciak

 

Surowce


Tydzień na rynkach surowcowych stał pod znakiem spadków cen. Najwięcej skorygowała się miedź, która w ujęciu tygodniowym staniała o 8 proc., a w ślad za nią taniała ropa (6 proc.). Z jednej strony inwestorów straszy nadal niestabilność geopolityczna w Afryce Północnej oraz na Bliskim Wschodzie.

Nierozwiązana pozostaje sprawa oddania władzy w Libii, a do tego doszły niepokoje w Arabii Saudyjskiej. W takim scenariuszu ceny powinny były wyskoczyć, jednak tak się nie stało. OPEC w swoim komunikacie potwierdził, że nie widzi sensu organizacji nadzwyczajnego posiedzenia, co nieco uspokoiło inwestorów. Wydaje się, że rynek zaczął traktować konflikty w regionie Afryki jako przejściowe i zaczął patrzeć przez pryzmat fundamentów. Większy wydźwięk miały bowiem informacje z Chin, gdzie inflacja utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie, a polityka zacieśniania monetarnego będzie kontynuowana, co w konsekwencji będzie szkodzić rynkom akcji oraz właśnie surowcom. Wszystko to działo się w środowisku umacniającego się dolara, co tylko dolewało oliwy do ognia i pogłębiało spadki cen. I tak miedź zeszła do poziomu 9032 dolarów za tonę, a ropa naftowa Crude zatrzymała się na poziomie 100 dolarów za baryłkę. Na tej fali powinno było drożeć złoto i faktycznie drożało, ale tylko w poniedziałek. Po ustanowieniu nowego rekordu cenowego wszechczasów (1444 dol./uncję intraday) nastąpiła realizacja zysków, co obniżyło notowania kruszcu do 1414 dol./uncję, czyli o 1,5 procent.

Tomasz Ray-Ciemięga

 

Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi