Duży popyt na greckie obligacje

Często się mówi, że po sile odbicia poznaje się kondycję rynku. Wczoraj nad światowymi parkietami wyszło słońce po zeszłotygodniowej burzy. Promyki były jednak słabe i nie zwiastują szybkiej zmiany na lepsze.

Giełda w Warszawie otworzyła się neutralnie i po chwili wahania rozpoczęła się wspinaczka na północ. Rysujące się odbicie po dynamicznych spadkach było słabe, ale wzmacniała je nieco informacja o znacznym popycie na nową emisję greckich papierów dłużnych. Ich rentowność została tak ustawiona, żeby zapewnić sukces aukcji, a wartość zapisów osiągnęła poziom aż 10-krotnie większy od podaży. Siła informacji była największa koło południa i znacznie wzmocniła euro, co pozytywnie odbijało się na kontynentalnych indeksach.

Potem nastroje nieco przygasły. Złotówka, która do południa się umacniała zaczęła tracić, a w wraz z nią załamały się wzrosty na GPW. Ceny na rynku kasowym zdołały podejść zaledwie pod dolne ograniczenie wcześniejszej konsolidacji i sił na więcej już nie było. Jedynie nieco lepsza końcówka zapewniła zielone zamknięcie zamiast neutralnego.

Za oceanem byki rozpoczęły uderzeniem rysującym dość długą białą świecę, ale po godzinie 16.00 wzrosty zostały podkopane przez niesprzyjającą publikację o grudniowej sprzedaży domów na rynku wtórnym. Spadła ona aż o 17 proc, czyli najwięcej w historii publikacji danych sięgających 1968 roku. Spadek był oczekiwany, gdyż z końcem listopada zakończył się później przedłużony program dopłat, ale tak duży spadek był niemiłym zaskoczeniem.

Byki jednak nie dały za wygraną i wspierane informacjami, iż kadencja Bena Bernanke ma być przedłużona podnosiły indeksy na północ. Pomagała mentalność „kupowania dołków”, czyli korzystania z tańszych wycen. A działo się to wszystko przy informacjach dochodzących z banków inwestycyjnych, które jakoby miały ograniczyć wypłacane bonusy. Goldman Sachs, Morgan Stanley oraz JPMorgan odłożyły “zaledwie” 39,9 mld USD na wypłaty, czyli “zdecydowanie” mniej niż w rekordowym 2007 roku, kiedy sięgnęły one astronomicznych 44,7 mld USD.

Obama zresztą nie kończy na zeszłotygodniowych propozycjach i wczoraj mówił o ulgach podatkowych dla średniej klasy. Mniejsze podatki to woda na młyn giełdowych wzrostów, ale kto uwierzy w realne obniżki obciążeń fiskalnych przy takim deficycie? Na rynku liczyło się zresztą obicie po wcześniejszy spadkach, które pod koniec sesji traciło na dynamice i najważniejsza ostatnia godzina stała pod znakiem spadków. Mikroskopijne, pół procentowe, wzrosty ocalały, ale trzeba je traktować bardziej jako pokaz determinacji niedźwiedzi niż siły byków.                                         

Łukasz Bugaj

Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi