Dzień złych informacji i amerykańskich szczytów

Wczorajsza sesja w Stanach przebiegła kompletnie inaczej niż jeszcze rano wyobrażali sobie Europejczycy. Amerykańskie rynki z początku niemrawo kręciły się wokół poziomu neutralnego, ale kiedy udało im się wyjść ponad środowe maksima byki poczuły prawdziwą siłę. Indeksy ruszyły w kierunku sierpniowych szczytów i zakończyły dzień na nowych maksimach.

Główną przyczyną wzrostu  były informacje ze spółek, które optymistycznie patrzą w przyszłość. Wczorajsza zwyżka powoduje, że do wyjścia na 12 miesięczny plus S&P500 potrzebuje jeszcze 16 proc., ale wraz z upływającym czasem baza będzie się zmniejszać i wystarczy, że uda się utrzymać obecny poziom indeksu do 7 października i już będziemy mówili o pierwszym rocznym wzroście. Dziś kalendarium jest równie puste jak wczoraj, więc rynkom nic nie powinno przeszkodzić w dalszych zwyżkach.

Kompletnie inna atmosfera panowała wczoraj na krajowym rynku akcji i złotym. Mimo, że rozpoczęcie handlu na WIG20 zapowiadało dobry scenariusz, bo indeks opierał się na azjatyckim optymizmie i  zyskiwał 2 proc. Pewność byków co do ataku sierpniowych szczytów szybko jednak znikła, bo rynek rozpoczął dynamiczny marsz na południe. O tym jak silna była podaż najlepiej świadczy fakt, że wraz z tempem spadku istotnie zwiększał się obrót i już w południe przekroczyliśmy barierę miliarda złotych.

Słabe zachowanie giełdy idealnie komponowało się z rynkiem walutowym. Od rana złoty tracił na wartości, a przyczyn tego spadku było aż nazbyt wiele. Po pierwsze echem odbijał się środowy nieudany przetarg rządowych obligacji, który pokazał, że obawy przyszłoroczny deficyt nie są niczym abstrakcyjnym i realnie oddziałują na kondycję złotego. Po drugie, z rana agencja Reuters podała, że agencja raitingowa Standard and Poors uważa, że „polski system bankowy stoi w obliczu rosnącego ryzyka kredytowego”. Nie jest to żadne odkrycie, bo przed takim problemem stoi każdy system bankowy na świecie, ale dodając do tego umacniającego się dolara oraz opublikowane przez bank BNP Paribas przypomnienie prognozy 4,70 zł za euro na koniec roku spowodowała, że  negatywnych informacji było za dużo. Na domiar złego nawet z technicznego punktu widzenia złoty powinien tracić na wartości, ponieważ nie udało mu się przebić poziomów 4,07 za euro i 2,80 za dolara, co sprawia, że następny dłuży postój powinien mieć miejsce w okolicach 4,20 i  2,96 zł odpowiednio dla euro i dolara. Optymistycznie można zauważyć, że skoro tyle negatywnych informacji pojawiło się jednego dnia to w najbliższym czasie nie będzie ich wcale, a brak złych informacji to dobra informacja i może pomagać naszej walucie.

Końcówka sesji na GPW była wczoraj na tyle słaba, że staliśmy się najsłabszym parkietem w Europie. Największy wkład w ostateczny ponad 1,5 proc. spadek miał taniejący sektor finansowy. PEKAO i PKO BP straciły ponad 3 proc., a honoru branży bronił jedynie BRE zyskując 0,7 proc. Zdecydowanie negatywny wydźwięk sesji podkreśla duży obrót i choć jeszcze nie mamy do czynienia z żadną paniką to rynek jest coraz bliżej testu dolnego ograniczenia dwumiesięcznego kanału wzrostowego. Obecnie jest on na wysokości 2150 pkt. co jeszcze bardziej podkreśla znaczenie wsparcia ukształtowanego w trakcie sierpniowej konsolidacji (2160 pkt.). Byki mają realną szansę, po  wczorajszych wydarzeniach w Stanach, wykorzystać ten poziom jak trampolinę z której wybicie może prowadzić na nowe szczyty. Przez wczorajszą przecenę początek będzie dziś bardzo dobry. Jednak to na co popyt musi uważać to aby nie było rozczarowującej końcówki, która stwarzałaby zagrożenie przełamania  2160 pkt. i tym samym kontynuacji wrześniowego spadku.

Paweł Cymcyk
Źródło: AZ Finanse