Nowe, niepokojące praktyki banków i ubezpieczycieli notuje w zgłoszeniach od klientów Rzecznik Ubezpieczonych. Problemy mają przede wszystkim rodziny zmarłych kredytobiorców, którym odmawia się wypłaty świadczenia z tytułu ubezpieczenia na życie.
Image licensed by Ingram Image
Coraz częściej polisy sprzedawane konsumentom w bankach nie spełniają swoich funkcji – uważa Biuro Rzecznika Ubezpieczonych, analizując treść wpływających do niego skarg. Od stycznia do września 2012 r. Biuro otrzymało 515 tego typu sygnałów, podczas gdy w całym 2005 r. było ich tylko 65.
Zatajenie prawdy będzie kosztowne
Bancassurance to coraz popularniejsze zjawisko sprzedawania ubezpieczeń w bankach. Wiele z tych polis to produkty obowiązkowo dołączane do kredytów. Produktom hipotecznym najczęściej towarzyszy wymóg posiadania ubezpieczenia na życie. Powiększa się grupa klientów uważających, że jest ono bezużyteczne – wynika z danych Rzecznika Ubezpieczonych. Pokrzywdzone czują się przede wszystkim rodziny zmarłych klientów banków, którym odmawia się świadczenia z tytułu polisy na życie. Chodzi o sytuacje, gdy ubezpieczyciel twierdzi, że kredytobiorca umarł w wyniku choroby istniejącej jeszcze przed objęciem go ochroną ubezpieczeniową, o której nie poinformował podczas zawierania umowy.
Co do zasady świadczenie wypłaca się z racji śmierci ubezpieczonego w wyniku schorzenia, które pojawiło się już po objęciu go ochroną ubezpieczeniową. Jeśliby natomiast ubezpieczony zmarł w wyniku choroby, na którą cierpiał wcześniej, a którą zataił, towarzystwo ubezpieczeń miałoby prawo odmówić wypłaty świadczenia – zgodnie z wyłączeniami odpowiedzialności zapisanymi w Ogólnych Warunkach Ubezpieczenia. Z podobną sytuacją powinien zresztą liczyć się każdy, kto w warunkach swojej polisy znajdzie wyłączenie o treści: „Ubezpieczyciel nie ponosi odpowiedzialności, gdy śmierć nastąpi w wyniku choroby lub uszczerbku na zdrowiu, o których ubezpieczony wiedział lub powinien wiedzieć przed datą objęcia go ochroną ubezpieczeniową lub w związku z taką chorobą, nawet jeśli ich następstwa ujawniły się po objęciu ochroną ubezpieczeniową”.
Zatajenie przez klienta złego stanu zdrowia jest zrozumiałym powodem do niewypłacenia mu świadczenia. Kontrowersje budzi jednak prawo do negowania przez ubezpieczyciela wypłaty, jeśli tylko udowodni on, że klient powinien był wiedzieć lub wiedział o chorobie będącej przyczyną zgonu, gdy w rzeczywistości nie miał on o niej pojęcia.
Uwaga na dziury w polisach
Furtką do kwestionowania wypłat świadczenia są m.in. stosowane przy proponowanych przez banki grupowych ubezpieczeniach na życie uproszczone wywiady medyczne. Przy podpisywaniu umowy klient udziela bowiem jedynie podstawowych, wymaganych od niego informacji o stanie zdrowia. Po jego śmierci natomiast ubezpieczyciel dowodzi, że istniały inne zdrowotne przyczyny śmierci ubezpieczonego, o których nie powiadomił przy zawieraniu umowy – nawet mimo faktu, że nie został o nie zapytany.
Niuansów jest więcej. Najlepiej widać je na konkretnych przykładach. W jednym z przytaczanych przez Rzecznika klienta kupującego ubezpieczenie na życie zapytano w ankiecie, czy chorował lub na przewlekłe, zagrażające życiu choroby, a w szczególności choroby układu krążenia lub choroby nowotworowe. Pod pojęciem choroby przewlekłej rozumiano w tym przypadku „stan chorobowy trwający długo, min. 3 miesiące”. Kredytobiorca przystępujący do umowy grupowego ubezpieczenia na życie podał, że nie chorował ani nie choruje na chorobę przewlekłą, zagrażającą jego życiu. Niedługo później zmarł w wyniku choroby niedokrwiennej serca i przebytego zawału mięśnia sercowego, a w konsekwencji niewydolności krążenia i jego nagłego zatrzymania. Zakład ubezpieczeń odmówił wypłaty świadczenia, jako że ubezpieczony już przed objęciem go ochroną przebył zawał i był leczony z tego powodu, więc na etapie wywiadu medycznego podał nieprawdę. Skargę w tej sprawie zgłosiła wdowa po ubezpieczonym, twierdząc, że „jej mąż udzielił prawdziwej odpowiedzi na zadane mu pytanie, gdyż zawał, o którym mowa, miał miejsce miesiąc przed przystąpieniem do ubezpieczenia i dopiero od tej daty rozpoczęło się jego leczenie, ubezpieczyciel zaś zapytywał wyłącznie o choroby trwające co najmniej 3 miesiące”.
Takie i podobne zapisy są przyczyną nieporozumień, a dla niektórych klientów – jeśli się nie upomną lub nie będą dostatecznie świadomi – odcięciem od szansy na uzyskanie środków, które miała gwarantować polisa. Co w tej sytuacji postuluje Rzecznik Ubezpieczonych? Zamiast generalnych, prostych i szybkich procedur – lepsze dostosowywanie ram produktu (nawet grupowego) do indywidualnych warunków ubezpieczonego.
„Niedopuszczalne jest kreowanie po stronie kredytobiorców przekonania, że dany produkt ubezpieczeniowy jest dopasowany do ich potrzeb i w razie potrzeby zapewni spłatę zadłużenia, jeżeli jego przedmiot, zakres ochrony czy wyłączenia odpowiedzialności powodują, że dany klient faktycznie otrzymuje iluzoryczną jedynie ochronę ubezpieczeniową” – zauważa Rzecznik Ubezpieczonych. Sam nie ma jednak dostatecznej mocy prawnej, by wiążąco wpłynąć na postępowanie zakładów ubezpieczeń. Można się natomiast spodziewać, że w związku z powiększającą się rok do roku liczbą skarg na ubezpieczenia w bankach dyskusja o jakości tych dziurawych produktów przybierze na sile.