W poniedziałek był w USA dzień Martina Lutera Kinga i giełdy nie pracowały. Zazwyczaj w takiej sytuacji na giełdach europejskich panuje marazm. Tak też zachowywały się giełdy od początku sesji, ale indeksy lekko rosły odrabiając część sporych, piątkowych strat. Gracze zakładali, że w USA jak zwykle po jednej sesji spadku przyjdzie sesja wzrostu. Wydawało się, że optymizmu na długo nie wystarczy, bo bardzo szybko indeksy wróciły do piątkowego zamknięcia, ale jednak byki wygrały tę rozgrywkę.
Szczególnie pomagały indeksom wzrosty cen akcji w sektorze surowcowym. Mimo spokoju panującego na rynku walutowym, gdzie jednak dolar wykazywał lekką chęć do umacniania się, surowce szybko drożały. Opowieści o popycie Chin napędzały nastroje. W handlu elektronicznym wzrosły ceny miedzi, ropy i złota. Indeksy też wzrosły o ponad pół procent. Wolumen był mały – po prostu odrobiono część strat.
W Polsce w poniedziałek złoty umacniał się korzystając z lepszych nastrojów panujących na rynkach globalnych oraz ze spokoju panującego na rynku EUR/USD. Złoty powoli, ale nieustępliwie zyskiwał do głównych walut. Doprowadziło to w końcu dnia do spadku kursów EUR/PLN i USD/PLN prawie o jeden procent, przy braku zmiany EUR/USD. To zdecydowanie umocniło sygnał kupna złotego. EUR/PLN jest w szerokim trendzie spadkowym od roku, a wąskim od października.
Podobno to wypowiedź Sławomira Skrzypka, prezesa NBP złotemu pomagała. Prezes NBP podobno powiedział, że „złoty ma mocne fundamenty i wszelkie podstawy do tego, aby być stabilny” zapewniając jednocześnie, że będzie dbał o jego siłę. W innych źródłach jest, że „użyje wszelkich środków” w celu zapewnienia stabilności złotego, co brzmi dużo rozsądniej. Przecież w obecnej sytuacji bank powinien robić wszystko, żeby złoty nadmiernie się nie umocnił, bo to szkodziłoby eksportowi, a co za tym idzie i całej gospodarce.
Na GPW w poniedziałek indeksy od początku dnia rosły. Indeksy w Europie nieco odbijały, po piątkowej przecenie. To pomagało naszemu rynkowi, mimo że nie było to zbyt sensowne: Francuzi i Niemcy mieli co odrabiać – Polacy nie. Wzrosty były niewielkie i bardzo szybko zniknęły – zachowanie innych giełdy było dokładnie takie samo, ale po południu byki znowu się zmobilizowały. Drożały zarówno banki jak i spółki surowcowe. Niewiele z tej mobilizacji wyszło: stabilizacja na poziomie niewiele wyższym od piątkowego zamknięcia przy małym obrocie. Od czego jednak fixing? Znowu mały cud na zakończenie sesji i ze wzrostu o niecały 0,4 proc. zrobiła się zwyżka o ponad 0,9 proc. Oczywiście sesja niczego nie zmieniała i indeks nadal jest w trendzie bocznym czekając na wyłamanie.
Piotr Kuczyński
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi