W czwartek na rynki amerykańskie kolejny raz wpływały przede wszystkim nastroje przeniesione z Europy. Pojawiło się wiele wypowiedzi, które zdecydowanie pomagały bykom.
Uwaga skupiła się na komunikacie i konferencji po posiedzeniu ECB. Stopy nie zmieniły się, ale ECB wznowi zakup zabezpieczonych obligacji na rynku pierwotnym i wtórnym i przeprowadzi dwie operacje refinansowania. Te decyzje miały małe znaczenie, chociaż w wielu komentarzach mówi się, że to one zadecydowały o wzrostach indeksów.
Interesująca była konferencja szefa ECB. To była ostatnia konferencja Jean-Claude Trichet w roli prezesa ECB (od listopada rządził będzie Mario Draghi). To podważa wagę tego, co prezes powiedział, ale na początku nastroje zdecydowanie zmroził. Stwierdził, że nie byłoby właściwe, żeby ECB uczestniczył w lewarowaniu funduszu EFSF. Powinny to zrobić państwa UE. Dodał, że wszelkie niestandardowe działania (czytaj skup obligacji) są tymczasowe. Powiedział też, że gospodarce strefy euro intensywnie zagrażają liczne niebezpieczeństwa. Plusem było to, że ECB dyskutował o obniżce stóp, z czego wynika, że w listopadzie może je obciąć. Jak widać były plusy i minusy.
Były jednak i inne wypowiedzi, które bardzo im pomogły. Kanclerz Niemiec, Angela Merkel, powiedziała, że Europa nie powinna się wahać i jeśli to będzie konieczne musi dokapitalizować banki. Szef Eurogrupy, Jean-Claude Juncker, powiedział, że raport „trojki” w sprawie Grecji będzie zapewne gotowy 24 października, czyli przed terminem ewentualnej niewypłacalności tego kraju. W radiowym wywiadzie (dla Polskiego Radia) Wolfgang Schaeuble, minister finansów Niemiec stwierdził, że redukcja greckich długów jest potrzebna.
Jak widać z trzech filarów planu, o którym piszę od dłuższego czasu politycy przyjmują do wiadomości, że trzeba zrealizować dwa: redukcja długu Grecji i dokapitalizowanie banków europejskich. To będzie bykom pomagało. Jeśli jednak to uśpi polityków i trzeci filar nie zostanie zbudowany to w przyszłym roku wszystko zacznie się od nowa. Na razie byki mogą się cieszyć.
Rynek akcji rozpoczął standardowo – od spadku indeksów. Potem równie standardowo byki wzięły kierownicę w ręce. Indeksy wzrosły o około dwa procent. Martwić może tylko optymizm analityków (również mój). Sondowani przez Bloomberg analitycy twierdzą, że w tym roku S&P 500 wzrośnie jeszcze o 14 procent. Bloomberg przypomina, że podobny optymizm panował w październiku 2008 (spodziewano się wzrostu o 27 procent) – wtedy indeks spadł jeszcze o 18 procent… To każe zachować ostrożność.
GPW rozpoczęła czwartkową sesję ponad 1,5 procentowym wzrostem indeksów. Było to proste naśladownictwo tego, co widzieliśmy na innych giełdach europejskich. Po godzinie WIG20 zaczął się powoli osuwać. Konferencja szefa ECB zdecydowanie pogorszyła nastroje na wszystkich giełdach, ale po rozpoczęciu sesji w USA europejskie indeksy popędziły na północ. Nasz rynek podążył za nimi niechętnie, ale fixing pozwolił na zakończeni sesji skromnym wzrostem (1,32 proc.). Układ techniczny nadal się nie zmienił, ale kolejny wzrost doprowadziłby do pokonania obowiązującej od końca sierpnia linii trendu spadkowego. Byłby to sygnał do rozpoczęcia większej korekty wzrostowej.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi