Po wczorajszej sesji WIG20 jest coraz bliżej tegorocznego szczytu. W jego pokonaniu może przeszkodzić mu Fed, który pomału myśli o wycofywaniu pomocy dla sektora finansowego.
Jak może było się spodziewać druga tak sesja jak we wtorek gdy WIG20 zyskał ponad 5 proc. będzie trudna do powtórzenia. Jednak trzeba przyznać, że humory inwestorom wciąż dopisywały i pomimo bardzo zachowawczego handlu na Starym Kontynencie udało się wyjść na przyzwoite plusy.
Wzrosty po raz kolejny zostały także potwierdzone przez obroty, które wyniosły wczoraj 1,8 mld złotych.
Dzięki zyskowi indeksu blue-chipów o ponad 1 proc. jest już on coraz bliżej tegorocznego szczytu przy poziomie 2317 punktów. Jednak przy obecnie panującym nastawieniu na pozostałych parkietach na świecie nie będzie łatwo go przebić. Ostatnie dwie sesje bowiem są popisem przede wszystkim rodzimego kapitału, tymczasem zagraniczni inwestorzy zachowują wstrzemięźliwość w kupowaniu naszych akcji.
O rekord na GPW będzie więc trudno, ale nie jest to przecież niemożliwe. W skali tygodnia wykresy wyglądają bardzo zachęcająco. Pewną podstawę do zakupów dały wczorajsze dane GUS: stopa bezrobocia w sierpniu nie zmieniła się w porównaniu do lipca i wyniosła 10,8 proc., a sprzedaż detaliczna co prawda wyhamowała, ale nadal w skali roku imponująco idzie w górę – w minionym miesiącu o 5,2 procent.
Za próbą bicia rekordu wskazywałby również fakt, że pomimo pokaźnych wzrostów wskaźniki techniczne nie sugerują jeszcze wyprzedania rynku. Niestety wczorajsza sesja na Wall Street może pokrzyżować dziś plany byków. Ostatnia godzina handlu w USA przyniosła szybki i jednoznaczny spadek indeksów, które ostatecznie znalazły się pod kreską.
Wszystko nie tyle przez decyzję Fed (stopy nie zostały zmienione), ale przez komunikat, w którym władze monetarne USA mówią o powolnym wygaszaniu pomocy dla sektora finansowego poprzez coraz mniejsze zakupy aktywów zabezpieczonych hipotekami. Inwestorzy boją się, że potem Ben Bernanke zacznie ograniczać inne rodzaje wsparcia, jak np. skupowanie nieruchomości.
Mimo wszystko spadki za oceanem nie były tak mocne, aby zupełnie przekreślać szanse Starego Kontynentu na niewielkie wzrosty. Początek może być trudny, ale druga połowa – już niekoniecznie.
Paweł Satalecki
Źródło: Finamo