Pismo Święte uczy, że po siedmiu latach tłustych przychodzi siedem lat chudych. Pomyślny czas w sektorze budowlanym to już przeszłość. Teraz przyszła pora na rozliczenie inwestycji.
Od 2005 roku do minionego roku, czyli przez niemal siedem lat, sektor budowlany cieszył się ponadprzeciętnymi zyskami w stosunku do innych części gospodarki. Najpierw przedsiębiorstwa budowlane korzystały z silnego ożywienia na rynku nieruchomości mieszkaniowych. Solidne zyski wędrowały do sektora za pośrednictwem firm deweloperskich, realizujących inwestycje na niewidzianą wcześniej w Polsce skalę.
Po ochłodzeniu na rynku nieruchomości sektor budowlany otrzymał wsparcie od polskich władz. Rząd wzmocnił popyt na mieszkania za pośrednictwem programu Rodzina na Swoim. Ponadto Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopy procentowe do najniższego poziomu w historii naszego kraju. Z kolei ostatnie lata to zintensyfikowanie przygotowań do Euro 2012. Sektor budowlany realizował w tym czasie inwestycje publiczne, czyli budował stadiony oraz drogi. W dodatku realizowano wiele prywatnych inwestycji takich jak na przykład hotele.
Zmarnowane tłuste lata
Pismo Święte wskazuje, że tłuste lata powinny być wykorzystana na zgromadzenie oszczędności, aby przetrwać nadchodzące gorsze lata. Dzisiaj widzimy jednak brak troski o przyszłość i długoterminowe planowanie firm budowlanych, czego konsekwencją są kolejne bankructwa na czele z największymi przedsiębiorstwami w naszym kraju.
Nie można jednak całej winy za kryzys zrzucić na przedsiębiorstwa. Olbrzymią odpowiedzialność ponosi Rada Polityki Pieniężnej, który obniżając stopy procentowe do zbyt niskiego poziomu wywołała inflację niepozwalającą kontrolować kosztów. Ponadto rząd niepotrzebnie pobudzał popyt na rynku nieruchomości mieszkaniowych, za co zapłacił wzrostem deficytu. W dodatku kiedy program dopłacania do kredytów zostanie zakończony, polski sektor bankowy może czekać pogorszenie portfela kredytów, na co wskazała Komisja Nadzoru Finansowego.
Dlaczego firmy powinny upadać?
Instytucja upadłości jest mechanizmem służącym do przeniesienia zasobów z miejsca, gdzie są one wykorzystywane nieefektywnie do miejsca, gdzie mogą zostać wykorzystane lepiej. Przedsiębiorstwo upada, kiedy nie potrafi dostosować kosztów do oczekiwanych przychodów. Upadek firmy nie jest zależny od jakichś niszczących mechanizmów czy kataklizmów, lecz od indywidualnych wyborów nabywców, czyli innymi słowy od wolnego rynku.
Jeżeli nabywcy uznali, że przedsiębiorstwo ponosi zbyt wysokie koszty w stosunku do proponowanej oferty, jego los został przesądzony. Dzięki eliminacji przedsiębiorstw marnujących zasoby gospodarka może się rozwijać. Natomiast najgorszym rozwiązaniem jest zgoda na działania przedsiębiorstw nieefektywnych, gdyż jest to balast dla całego społeczeństwa, za który płaci się inflacją lub wyższymi podatkami.
Nie powielajmy ewidentnych błędów
Ostatnie lata amerykańskiego a następnie europejskiego kryzysu pokazują, że brak zgody na funkcjonowanie rynkowych mechanizmów oznacza trwanie w kryzysie. Najwyższe w historii bezrobocie w strefie euro oraz kolejne gospodarki wpadające w recesję powinno być przestrogą dla polskich polityków. Niewiele lepiej jest za oceanem.
Pomysły mówiące o konieczności wsparcia upadających firm budowlanych oznaczają zgodę na trwanie w marazmie gospodarczym. Zdecydowanie bogatsze od Polski kraje zachodnie na razie mogą pozwolić sobie na luksus płacenia za błędy prywatnych przedsiębiorstw. Nasze społeczeństwo jest jednak zdecydowanie biedniejsze, dlatego nie może pozwalać sobie na podobną rozrzutność.
Sektor budowlany miał siedem tłustych lat na zgromadzenie środków na przetrwanie gorszych czasów. Nie wykorzystał jednak biblijnej mądrości, za co teraz powinien zapłacić z własnych pieniędzy a nie z pieniędzy podatników.
Źródło: Bankier.pl