FIT DM: Czy Ben Bernanke okaże się mniej gołębi?

Zwłaszcza, że dzisiejsze dane o wzroście PKB w Japonii w ostatnim kwartale ub.r. przyniosły pozytywną niespodziankę (3,7 proc. r/r wobec prognozowanych 1,6 proc. r/r). To dodatkowo utwierdziło inwestorów w przekonaniu, iż wcześniejszy pesymizm, mówiący o rozlaniu się amerykańskiego kryzysu na cały świat, mógł być nadmierny. Niewątpliwie jednak nie należy też popadać w przesadny optymizm – dane z Japonii można uznać za historyczne, a lepsza sprzedaż detaliczna w USA (0,3 proc. m/m) chociaż istotnie zanegowała wcześniejsze tragiczne wskazania bazującego na ankietach indeksu ISM, to jednak kolejne dane są przed nami. Dzisiaj o godz. 14:30 poznamy dane o bilansie handlowym, natomiast jutro o produkcji przemysłowej i nastrojach konsumenckich Uniw. Michigan). Kluczowe mogą okazać się jednak dzisiejsze słowa szefa FED i Sekretarza Skarbu, które padną przed Senacką Komisją ds. Bankowości o godz. 16:00. Zostanie tam zaprezentowany okresowy raport dotyczący stanu gospodarki i jej perspektyw. Można oczekiwać, iż Sekretarz Henry Paulson przyzna, iż sytuacja na rynku nieruchomości nadal będzie negatywnie ważyć na wzroście gospodarczym, ale najpewniej też będzie daleki od mówienia o możliwej recesji. Z kolei Ben Bernanke będzie musiał się „zgrabnie” wytłumaczyć z faktu, dlaczego w styczniu on i członkowie FOMC postępowali jak strażacy na gwałt gaszący wielki pożar. Mowa tu oczywiście o decyzjach, które zaowocowały obniżeniem stóp procentowych o 125 pkt. bazowych. Czy rzeczywiście FED spodziewa się dalszych poważnych perturbacji w gospodarce, albo też zdecydował się zadziałać bardzo prewencyjnie, aby zapobiec im w przyszłości? Czy w takim razie dalsze agresywne obniżki stóp procentowych, tak jak tego spodziewa się rynek, rzeczywiście są prawdopodobne? A może szef FED delikatnie zasugeruje rynkom, iż taka polityka monetarna jak ostatnio, może doprowadzić do szybszego, niż się to prognozuje wzrostu inflacji? Zwłaszcza, jeżeli jak to się obecnie zakłada II półrocze rzeczywiście może przynieść poprawę sytuacji. Czy, zatem podczas posiedzenia FOMC zaplanowanego na 18 marca b.r., nie lepsza będzie obniżka stóp procentowych o 25 p.b., a nie o 50 p.b.? Warto się nad tym zastanowić, bo jeżeli scenariusz wydarzeń potoczy się w tym kierunku, to dolar ponownie zacznie zyskiwać na wartości. A uwaga inwestorów przesunie się na inne kraje. Wciąż nie jest zdyskontowane potencjalne osłabienie w strefie euro, podobne prognozy dotyczą też Wielkiej Brytanii. Chociaż na obecną chwilę tamtejsze banki centralne zdają się wysyłać sygnały, iż działania zmierzające do zdecydowanego poluzowania kształtu polityki monetarnej nie są możliwe. Europejski Bank Centralny i Bank Anglii wysyłają sygnały, iż obawiają się inflacji, chociaż każdy z nich czyni to na swój sposób. Przedstawiciele ECB próbują wyprowadzić rynek z błędu, iż jakoby już za 2-3 miesiące mieli zamiar ciąć stopy procentowe w obawie o niepewność związaną ze wzrostem PKB, zaznaczając, iż inflacja wciąż utrzymuje się na wysokich poziomach, a w gospodarce nie pojawiły się żadne sygnały mogące budzić duży niepokój (chociażby PKB za IV kwartał). Z kolei we wczorajszym raporcie o inflacji sporządzonym przez Bank Anglii przyznano, iż zbyt agresywne cięcia stóp procentowych mogłyby doprowadzić do tego, iż wskaźnik CPI nie zdołałby w średnim terminie powrócić poniżej granicznego poziomu 2,0 proc. Tyle, że w żadnym stopniu nie zmienia to faktu, iż stopy procentowe w strefie euro w końcu spadną, a ich obniżki w Wielkiej Brytanii będą kontynuowane w „umiarkowanym” tempie.

Tym samym globalnego spowolnienia nie da się uniknąć, co najwyżej można je odwlec, a obecnie główny jego ciężar spadnie z USA na barki innych krajów. Z tego zdają się zdawać sobie sprawę inwestorzy operujący na najbardziej narażonych na takie zawirowania rynkach wschodzących. Ranny optymizm szybko ustąpił miejsca pragmatyzmowi – warszawski parkiet po mocnym otwarciu, przeszedł po godz. 13:30 na minusy. Podobnie zachował się też złoty. Po rannym otwarciu i przetestowaniu poziomów 3,58 zł za euro i 2,45 zł za dolara, pojawiło się tzw. złowróżbne wyczekiwanie. W dużej mierze wynikało ono także z zachowania się rynków bazowych, które wyczekiwały na popołudniowe informacje z USA. I tak o 14:12 za jedno euro płacono 1,4626 USD, a funt był wart 1,9720 USD. Analiza techniczna sugeruje jednak pewną rewizję prezentowanych ostatnio założeń, zwłaszcza w kontekście EUR/USD, bo te dla GBP/USD zostały zrealizowane (1,97-1,9750). Widać, że strona popytowa na euro jest słabsza, niż można by się tego było spodziewać. Być może w krótkiej perspektywie nie dojdzie, zatem do wyraźnego naruszenia rejonu 1,4635 (wcześniej wskazania były na 1,47). Jeżeli natomiast notowania EUR/USD spadną dzisiaj w okolice 1,4550, to będzie sugerować, iż rozpoczynamy nową falę spadkową z celem do 1,4350. W przeciwnym razie czekać nas będzie jeszcze kilkudniowa konsolidacja. Ciekawie prezentuje się sytuacja na krajowym rynku. Wprawdzie EUR/PLN naruszył docelowy poziom 3,59 zł, ale wsparł się na mocnych wsparciach w rejonie 3,5780-3,58 zł. Natomiast USD/PLN oparł się na zniesieniach Fibonacciego w rejonie 2,4490 zł nie dochodząc do wskazanych 2,44 zł. Tym samym można postawić tezę, iż niezależnie od publikacji jutrzejszych danych o inflacji i płacach, ostatnie umocnienie się złotego zostało zakończone, a obecne poziomy można wykorzystać do korzystnych zakupów walut za złote.